Szczyt UE miał się skończyć w sobotę wieczorem, po dwóch dniach negocjacji pakietu finansowego dla Unii. Jednak opór krajów Północy wobec transferów, z których miałoby skorzystać głównie południe Europy, okazał się za silny.
Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel uznał, że warto rozmawiać dalej, i przywódcy 27 państw kolejną noc spędzili w brukselskich hotelach, by wrócić na spotkania w niedzielę. Michel miał przygotować trzecią już wersję planu ratunkowego. Do niedzielnego popołudnia nie były jednak znane jego szczegóły, a tym bardziej nie było wiadomo, czy wystarczą do osiągnięcia jednomyślności.
Czytaj także: Wysoka cena jedności UE. Kto jest gotów ją zapłacić?
Stawka jest ogromna. Bez szybkiego porozumienia część Europy może popaść w wywołany pandemią kryzys, który doprowadzi do erozji wspólnego rynku, a kraje Południa może zmusić do pytania, jakie korzyści daje im obecność w UE.
Spór na szczycie ogniskuje się na osi Północ–Południe. Ta pierwsza jest reprezentowana przez Holandię, Austrię, Danię i Szwecję, z którymi sympatyzuje Finlandia i po części państwa bałtyckie. Ta druga to Francja, Hiszpania, Włochy, w jakimś stopniu popierane przez pozostałe państwa UE. W tym głównie przez Niemcy.