#RZECZoBIZNESIE: Mirosław Gronicki: System finansowy może nie wytrzymać szybkiego zadłużania

Pomoc można było bardziej rozłożyć w czasie. W ten sposób nie zalano by systemu finansowego tak dużą ilością pieniądza, który nie pracuje - mówi prof. Mirosław Gronicki, minister finansów w rządzie Marka Belki, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 20.07.2020 16:14 Publikacja: 20.07.2020 13:20

#RZECZoBIZNESIE: Mirosław Gronicki: System finansowy może nie wytrzymać szybkiego zadłużania

Foto: tv.rp.pl

Najgorsze w kryzysie już za nami?

Trudno powiedzieć, żeby to było już za nami. Jesteśmy dopiero na początku kryzysu. Przeszliśmy jego pierwszy etap, czyli to, co nazwano lockdownem. Trzeba poczekać aż gospodarka zacznie wracać na normalne tory aktywności, a tego jeszcze nie mamy.

Ale powoli gospodarka się podnosi.

W porównaniu z kwietniem jesteśmy w lepszej sytuacji. Ale nie mamy jeszcze wszystkich danych, tylko te dotyczące 3 agregatów, czyli produkcji sprzedanej przemysłu, produkcji budowlanej i sprzedaży detalicznej. A oprócz tego te dane zebrane są z niepełnej (bo dotyczącej tylko większych przedsiębiorstw) zbiorowości .

Na początku lockdownu mieliśmy podobną sytuację jaka była w Chinach w styczniu Nieciekawa sytuacja trwała tam 2 miesiące, a potem gospodarka zaczęła się odbijać i powracać do poprzedniego poziomu aktywności. W Polsce powrót ten jest jednak wolniejszy.

Jest pan większym optymistą niż w marcu?

Wówczas mieliśmy za mało danych. W marcu mogliśmy się tylko opierać na informacjach z Chin i na tej bazie próbować przewidywać. Ogólnie i relatywnie to, co obserwujemy w tej chwili jest sytuacją gorszą niż to, co się dzieje/działo w Chinach. Z drugiej strony rozwiązania, które zastosowano w Polsce i Unii, odbiegały od tego, co było w Chinach.

Do maja moje oczekiwania były spełnione. Natomiast czerwiec był już lepszy niż się spodziewałem. Jak będzie w lipcu i sierpniu zobaczymy. Od przedsiębiorców słyszę, że nie oczekują gwałtownego przyspieszenia, raczej pewnej stabilizacji na poziomie czerwca.

Wszystkie tarcze i działania rządu sprawdziły się?

Pomysł na tarcze był dobry, ale wykonanie nadmiernie przyspieszone. Nie jest to tylko kwestia, ile kto dostał pieniędzy, tylko dlaczego w tak krótkim czasie do systemu gospodarczego włożono z zewnątrz prawie 200 mld zł. Zamiast od razu pobudzić gospodarkę, te pieniądze odłożyły się w postaci gotówki, albo w postaci bardzo szybko rosnących depozytów bieżących w bankach. Te pieniądze być może zaczną być wykorzystywane w przyszłości. Na razie było to tylko zaspokojenie oczekiwań, które miały przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe. Zaspokojenie na dość nadmiernym poziomie. Gospodarka zachłysnęła się tą nadmierną ilością pieniądza. Stąd odpowiednie reakcje banków, w tym banku centralnego. Musimy poczekać, kiedy te pieniądze zostaną skonsumowane.

Być może dla osób, które były w lockdownie, czyli pracobiorców, było to potrzebne. Ale dla przedsiębiorców, którzy w tym czasie nie pracowali, dawanie pieniędzy, żeby mogli w przyszłości je ewentualnie wykorzystać, było to nadmierne. Można było ten problem rozwiązywać etapami. W ten sposób nie zalano by systemu finansowego tak dużą ilością pieniądza, który nie pracuje.

Zalewamy gospodarkę pieniędzmi, ale one kiedyś się skończą. Jak długo stać nas jeszcze na takie działania?

Niektórzy ekonomiści uważają, że limit zadłużenia, który polska gospodarka w tym roku mogłaby udźwignąć to 1,3 bln zł. Do kwietnia zadłużenie Skarbu Państwa wynosiło ok. 1,05 bln zł i wzrosło w porównaniu z tym, co było pod koniec ubiegłego roku o ok. 100 mld zł. W maju i czerwcu nastąpił dodatkowy wypływ pieniądza do systemu na bazie pieniądze pożyczonego. Pożyczał PFR i BGK. To są sumy rzędu 200 mld zł. Można przypuszczać, że nasze zadłużenie w tej chwili sięgnęło 1,25 bln zł, czyli jest bliskie wspomnianej granicy.

Jeżeli jeszcze dodatkowo zwiększymy zadłużenie, to system może tego nie wytrzymać. Trzeba będzie ruszyć po pieniądze poza system krajowy, pożyczać zewnętrznie, albo liczyć, że dostaniemy pieniądze z Unii lub innych źródeł. Na razie trudno oczekiwać, żeby Unia finansowała polskie potrzeby tak szybko. Jakieś pieniądze dostaliśmy (ok. 7 mld euro), ale w porównaniu z potrzebami jest to mało.

Jeżeli będziemy tak dużo pożyczać, to zabraknie pieniędzy do pożyczenia dla firm?

Na razie mamy do czynienia z gwałtownym procesem wypychania. Kredyty w sektorze przedsiębiorstw spadają. Poziom zadłużenia wobec banków jest coraz mniejszy. Natomiast gwałtownie rośnie zadłużenie w sektorze bankowym komercyjnym, jak i innych instytucjach SFP (skektora finansów publicznych). Po raz pierwszy NBP zakupił obligacje i inne rządowe papiery wartościowe. To suma ponad 100 mld zł. Jeżeli zadłużenie będzie nadmierne w stosunku do tego, co w tej chwili widzimy, to będzie problem dla przedsiębiorców. Jeżeli mamy efekt wypychania, to jest też efekt ograniczenia ekspansji kredytowej banków na rynek prywatny. Może to w przyszłości skutkować zwiększeniem kosztów obsługi zadłużenia. Na razie tego nie widzimy. Polska na tle innych krajów regionu wygląda nieźle (lepsze pod tym względem są jedynie Czechy).

Jak mogłyby wyglądać poważne konsekwencje dla systemu finansowego przy dalszym tak szybkim zadłużaniu? Na ile jesteśmy zagrożeni?

Jeszcze nie widać zagrożenia, ale sięgamy do wielkości, które mogą stanowić punkt krytyczny.

Polska już miała sytuacje kryzysowe w tym trzydziestoleciu. Ostatnie zagrożenie mieliśmy w 2008-2009 r., kiedy rentowności polskich obligacji poszły ostro w górę, znacznie bardziej niż w innych krajach. Popyt na płynność z zewnątrz Polski był znacznie większy. Wtedy to był problem. Na razie tego nie mamy.

Czym powtórzenie tej sytuacji może grozić?

W tej chwili pożyczamy na krótki okres. Jeżeli nie będziemy w stanie tego spłacić, albo zrolować, to siłą rzeczy musimy zachęcić tych, którzy chcieliby kupić polskie papiery w przyszłości. Ta zachęta może doprowadzić do tego, że rentowności pójdą w górę. W kolejnym etapie spowoduje to zwiększenie kosztów obsługi zagrożenia.

Jeżeli zadłużenie będzie sięgało 1,3 bln zł, a rentowności przeciętne wynosiłyby ok. 5 proc., to już kosztuje nasz budżet ponad 3 proc. PKB w obsłudze zadłużenia. Nie jest to jeszcze zagrożenie, ale gdybyśmy mieli 2 bln zł, czyli 100 proc. długu do PKB, i 5 proc. rentowności, to już by było 5 proc. PKB, czyli znacząca wielkość. Byłoby to ponad 10 proc. wszystkich wydatków całego sektora finansów publicznych. Rzecz polega na tym, żeby nadmiernie nie pożyczać, nie doprowadzać do tego, żeby koszty obsługi zadłużenia były nadmierne. Tak, aby koszty obsługi nie zabierały pieniędzy, które można by przeznaczyć na coś innego.

Jeżeli nie pożyczać, to co robić? Podnosić podatki, ciąć inwestycje?

Nie chciałbym wchodzić w cały scenariusz co by było, gdyby. Rzecz polega na tym, że sami zaczęliśmy, przez szybki wypływ pieniądza na rynek, zwiększać zadłużenie. Daliśmy pieniądze, które nie pracują, a mogą doprowadzić do wyższej inflacji. Jeżeli te pieniądze zostaną szybko wykorzystywane i trafi się kolejny lockdown, wówczas będziemy mieli problem z płynnością i będziemy się ponownie zadłużać. Musimy sobie jasno powiedzieć, że trzeba bardzo ostrożnie wydawać pieniądze. Jakiekolwiek nowe programy wspomagające muszą być przemyślane i raczej etapowe.

Dojdzie do podniesienia podatków?

W sytuacji, kiedy nie możemy pożyczać, albo będzie to zbyt drogie, to trzeba będzie to zrobić. Pierwsze symptomy rzeczywistego zagrożenia będzie widać w końcu roku i w roku przyszłym. Wszystko zależy od tego, jak będziemy się rozwijać i jak będą wyglądały wpływy podatkowe.

Najgorsze w kryzysie już za nami?

Trudno powiedzieć, żeby to było już za nami. Jesteśmy dopiero na początku kryzysu. Przeszliśmy jego pierwszy etap, czyli to, co nazwano lockdownem. Trzeba poczekać aż gospodarka zacznie wracać na normalne tory aktywności, a tego jeszcze nie mamy.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Finanse
Blisko przesilenia funduszy obligacji długoterminowych
Finanse
Babciowe jeszcze w tym roku. Ministerstwo zapewnia, że ma środki
Finanse
Wschodzące gwiazdy audytu według "Rzeczpospolitej"
Finanse
Szanse i wyzwania na horyzoncie
Finanse
Badania w czasach niepewności