- W tej chwili dzieją się najważniejsze rzeczy w Unii Europejskiej i wśród krajów strefy euro. Będą podejmowane kluczowe decyzje na wiele lat do przodu. Jeśli na własne życzenie chcemy wyłączyć się z tej dyskusji, to jest to najgorsza rzecz jaką możemy zrobić – mówiła Starczewska-Krzysztoszek.
Przyznała, że nie musimy jeszcze wchodzić do strefy euro. - Jeszcze nie dyskutowaliśmy rozwiązań, które powinniśmy wprowadzić, aby ustrzec się przed wszystkimi ryzykami, które się zmaterializowały w krajach strefy euro. Nawet Niemcy na początku miały problemy, bo się dobrze nie przygotowały. Ale bardzo szybko zareagowały i są beneficjentem tej waluty – tłumaczyła gość.
Powołajmy radę ds. euro
- Jest propozycja, aby utworzyć radę, która zajmować będzie się analizą różnego rodzaju ryzyk i korzyści. Będzie proponować rozwiązania, które te ryzyka będą zmniejszać lub eliminować - apelowała Starczewska-Krzysztoszek.
Przyznała, że wejście do strefy euro oznacza, że będziemy mieć dostęp do tańszego pieniądza. - Taki dostęp miała Grecja i skorzystała z tego „hulaj dusza, piekła nie ma". Efekt był taki, że się poważnie zadłużyła. Pieniądz był tani, bo gwarancją była strefa euro, a nie tylko gospodarka grecka. Dzisiaj już to wszystko wiemy. Trzeba się zastanowić jak zrobić, żeby tani pieniądz, który będzie dostępny dla finansów publicznych nie spowodował nadmiernego zadłużania – mówiła.
- W przypadku przedsiębiorstw bym się bardzo nie obawiała. W bilansach firm widać, że ponad 50 proc. źródeł finansowych to środki własne. Reszta to pieniądz pożyczony, głównie zobowiązania handlowe. Pożyczek i kredytów jest niewiele. Nasz przedsiębiorstwa są ostrożne w sięganiu po zewnętrzne finansowanie – dodała.
Gość podkreśliła, że rada byłaby po to, żeby wszystkie ryzyka zidentyfikować. - Przyjrzeć się wszystkim ryzykom, które zmaterializowały się w krajach strefy euro i zastanowić się jak działać w naszej gospodarce, aby nie przeżywała takiego kryzysu jak niektóre państwa strefy euro na samym początku – mówiła.