Naprawdę koniec gwiezdnej sagi?

Od 16 grudnia, czyli od amerykańskiej premiery, połączonej z wejściem na ekrany świata, „Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” mają rządzić kinami na całym globie.

Publikacja: 19.12.2019 12:03

Naprawdę koniec gwiezdnej sagi?

Foto: materiały prasowe

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” są zakończeniem trzeciej trylogii, dziewiątą częścią całej sagi. Disney zapowiadał ją od 2015 roku. Produkcję opóźniła śmierć Carrie Fisher, której bohaterka księżniczka Lea miała być jedną z głównych postaci nowej opowieści. Po wielu perturbacjach i kilku zmianach w ekipie, w 2017 roku studio ogłosiło, że ostatecznie za reżyserię kolejnej części „Gwiezdnych wojen” będzie odpowiadał J.J.Abrams, twórca również siódmej części. Autorzy filmu postanowili wskrzesić wielu bohaterów sagi i wyjaśnić kilka tajemnic. Rzucić światło na tajemnicze postacie, jak wnuk Dartha Vadera czy potencjalna córka Skywalkera, rycerka Jedi Rey. No i pokazać starcie między Ostatecznym Porządkiem a Ruchem Oporu.

Powstał film, w którym akcja przewija się jak w kalejdoskopie, ale na ekranie panuje misz-masz. Za wszystkim nadążą tylko znawcy i wielbiciele „Gwiezdnych wojen”. Pierwsze recenzje, zarówno amerykańskie, jak europejskie, są dość powściągliwe, żeby nie powiedzieć słabe.

Co nie przeszkodzi zapewne wytwórni liczyć wpływów i zysków. W samych Stanach „Skywalker. Odrodzenie” wszedł na 4300 ekranów, a Disney przewiduje wpływy z weekendu w granicach 160 mln. Inne prognozy są wyższe: 175-200 mln dolarów. I wszystko wskazuje na to, że film zapisze się do klubu tytułów, które zarobiły ponad miliard dolarów. Byłby to zresztą już szósty taki sukces wytwórni Disneya w tym roku po wynikach m.in. „Avengers: Koniec gry”, „Kapitanie Marvelu”, „Królu Lwie”, „Krainie Lodu 2”. Łącznie studio ma szansę przekroczyć w tym roku granicę 10 mln dolarów wpływów.

A „Gwiezdne wojny”. W końcówce twórcy zapowiadają, że choć się kończy, opowieść będzie żyć wiecznie. I trudno uwierzyć, że Hollywood rzeczywiście na różne sposoby nie będzie już wracało do tej kury znoszącej złote jaja.

Żyć własnym życiem

Premiera „Gwiezdnych wojen” - pierwszego filmu z tej serii”– odbyła się 25 maja 1977 roku. Dla jej reżysera George’a Lucasa było to spełnienie chłopięcych marzeń. Jako czternastolatek Lucas znalazł na strychu swego domu paczkę z komiksami z lat trzydziestych. Były wśród nich zeszyty z przygodami Luke’a Skywalkera, który przemierzał międzygwiezdne przestrzenie w poszukiwaniu przygód. Wiele lat później, już po sukcesie „Amerykańskiego graffiti” Lucas wrócił do tego bohatera. Napisał scenariusz i zaproponował go różnym wytwórniom. Niewiele brakowało, by film nie powstał, bo nikt nie chciał ryzykować. Ofertę Lucasa odrzucił Universal, potem United Artists. Wreszcie producent Alan Ladd przekonał do projektu 20th Century Fox. Inwestycja okazała się jednym z najlepszych interesów studia.

W „Gwiezdnych wojnach” typowemu, amerykańskiemu chłopcu Lucas przeciwstawił mrocznego władcę Imperium. Nie zapomniał przy tym o pięknej księżniczce, kilku wspaniałych robotach, występującej często w bajkach postaci mędrca i wreszcie tajemniczej Mocy reprezentowanej przez Rycerzy Jedi. A przy tym wszystkim zagrał na uczuciach patriotycznych swoich rodaków. No bo kto daje sobie radę z całym złem wszechświata? Kto nie zna uczucia strachu? Kto jest piękny, szlachetny i uczciwy? Oczywiście wspaniali amerykańscy chłopcy.

W tamtych latach gatunek science-fiction dzięki takim twórcom jak Stanley Kubrick czy Andriej Tarkowski zaczął sterować ku refleksji na temat ludzkiej kondycji. Lucas, wspierany przez koproducenta Stevena Spielberga, uciekł w swoim filmie od filozofii, proponując widzom czystą rozrywkę. Film okazał się wielkim hitem. W samych tylko Stanach Zjednoczonych zarobił ponad 400 mln dolarów. Nad fenomenem jego powodzenia zastanawiali się teoretycy filmu i socjologowie. Sugerowano, że po trudnym okresie wojny wietnamskiej, gdy Amerykanie stracili wiarę w wiele autorytetów, potrzebna im była taka właśnie bajka wyraźnie oddzielająca dobro od zła i przypominająca o własnej sile.

Para Lucas — Spielberg wyprodukowała jeszcze dwa filmy z gwiezdnej sagi — „Imperium kontratakuje” i „Powrót Jedi”. Z tymi samymi wykonawcami i z tą samą ekipą techniczną. Za kamerą stanęli jednak inni reżyserzy — Irvin Kershner i Richard Marquand.

Później cykl - jak przystało na wielki hit – dalej żył własnym życiem.

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” są zakończeniem trzeciej trylogii, dziewiątą częścią całej sagi. Disney zapowiadał ją od 2015 roku. Produkcję opóźniła śmierć Carrie Fisher, której bohaterka księżniczka Lea miała być jedną z głównych postaci nowej opowieści. Po wielu perturbacjach i kilku zmianach w ekipie, w 2017 roku studio ogłosiło, że ostatecznie za reżyserię kolejnej części „Gwiezdnych wojen” będzie odpowiadał J.J.Abrams, twórca również siódmej części. Autorzy filmu postanowili wskrzesić wielu bohaterów sagi i wyjaśnić kilka tajemnic. Rzucić światło na tajemnicze postacie, jak wnuk Dartha Vadera czy potencjalna córka Skywalkera, rycerka Jedi Rey. No i pokazać starcie między Ostatecznym Porządkiem a Ruchem Oporu.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata
Film
Mastercard OFF CAMERA: „Dyrygent” – pokaz specjalny z udziałem Andrzeja Seweryna
Film
Patrick Wilson, Stephen Fry, laureaci Oscarów – goście specjalni i gwiazdy na Mastercard OFF CAMERA 2024
Film
Drag queen i nie tylko. Dokument o Andrzeju Sewerynie