Ten publicysta serwisu internetowego Breitbart News, zdeklarowany homoseksualista, a zarazem... praktykujący katolik o grecko-żydowskich korzeniach, jest twarzą amerykańskiej alt-right (alternatywnej prawicy) – ruchu, który konserwatyzm propaguje za pomocą środków, wydawałoby się, zarezerwowanych dla kontrkultury i lewicy.
Zjadliwa autoironia zamiast kiczowatego patosu – tak można scharakteryzować retorykę Yannopoulosa. Publicysta atakuje feminizm i islam, ale i nie waha się szydzić ze swojej własnej orientacji seksualnej (określa siebie mianem „niebezpiecznego pedała"), czym wprawia w konsternację bigotów poprawności politycznej, dla których kąśliwe uwagi pod adresem homoseksualistów to przejaw „mowy nienawiści".
Dzięki takim ludziom jak Yannopoulos – konkluduje Kozieł – z konserwatyzmu zostało zdjęte odium obciachu. A kandydat Partii Republikańskiej pozyskał wyborców wcześniej sobie niechętnych.
Zastanawiałem się, czy i w Polsce nie jest potrzebna alt-right. I zdałem sobie sprawę, że już ją mieliśmy. Pojawiła się w pierwszej połowie lat 90. XX wieku.
Chodzi o środowisko kwartalnika „Fronda", którego ówcześni szefowie Grzegorz Górny i Rafał Smoczyński prowokacjami intelektualnymi i artystycznymi przełamywali stereotypy dotyczące polskiej prawicy, utożsamianej bądź co bądź z przaśnymi i kruchcianymi klimatami.