Opozycja domaga się, aby każdy – niezależnie od tego, czy ma na to ochotę czy nie – wypowiedział się, czy jest za czy przeciw. Jak bowiem inaczej interpretować akcję zakładania czarnych strojów, które miały symbolizować poparcie dla prawa do aborcji? Nawet ktoś, kto nie włożył czarnego swetra, bo nie chciał niczego demonstrować, wbrew swojej woli wziął udział w tym sporze. Bo przecież nie nosił czarnego swetra. Naturalną konsekwencją takich akcji powinna być likwidacja tajnego głosowania. Precedensy już się zdarzały, głównie wśród komunistów, którzy uwielbiali stosować tego rodzaju terror wobec inaczej myślących.

Fatalna jest logika polskiej sceny politycznej, w której zamiast namysłu i wyważenia królują totalna negacja oraz brak elementarnego szacunku dla strony przeciwnej. Wątpliwe zasługi mają tu obie strony sporu, choć jedna z nich przekonana jest nieustannie o swojej elegancji. Wystarczy przywołać monumentalny wywiad z prezesem Rzeplińskim opublikowany w „Gazecie Wyborczej", w którym prezes nie może się powstrzymać od nazywania obecnych ministrów „tymi tutaj łebkami", a o szefie MSW mówi, że wolałby „zjeść coś obrzydliwego", niż poprosić „tego gościa o ochronę". Można krytycznie oceniać rząd, ale tego rodzaju pogarda nie przystoi nie tylko sędziemu (podobno bezstronnemu), ale i nikomu, kto chce uchodzić za poważnego partnera w dyskusji.

Przykład idący z góry bezpośrednio przenosi się na język używany przez zwykłych ludzi. Kto zagląda do mediów społecznościowych, wie, co mam na myśli. Liczba wulgarnych bluzgów czy zwykłych kłamstw pod adresem osób o odmiennych poglądach przekroczyła w ostatnich dniach wszelkie granice. Zresztą co tam media społecznościowe, wystarczyło rzucić okiem choćby na transparenty w rękach uczestników tzw. czarnych protestów, aby szybko się zorientować, że o sprawach ważnych mówi się u nas niemal wyłącznie językiem podpitych dresiarzy.

Podziały wśród Polaków pogłębiane są z czysto instrumentalnych, politycznych powodów. Największym grzechem jest wtłaczanie tych podziałów w życie prywatne i zawodowe. Po zwycięstwie PiS przeciwnicy tej partii lansowali akcję blokowania „niepoprawnych" znajomych na Facebooku, co podchwyciły dawne mainstreamowe media, z „Wyborczą" na czele. Ta paskudna akcja nie zyskała na szczęście wielkiego odzewu. Ludzie zwykle okazywali się mądrzejsi, odrzucając kryterium polityczne w doborze przyjaciół. Teraz z kolei pojawił się czarny ubiór...

Stygmatyzacja, bojkot, pogarda stały się dziś głównym przejawem „troski" o kraj. Szkoda, że opozycja nie ma innego.