Cichocki: Na ile oddani Europie

„Zgodnie z zasadą lojalnej współpracy Unia i Państwa Członkowskie wzajemnie się szanują i udzielają sobie wzajemnego wsparcia”. To jedno zdanie wyjęte z traktatu lizbońskiego pokazuje, jak bardzo dzisiaj realia Unii odbiegają od jej zapisanych reguł.

Publikacja: 30.07.2017 20:43

Marek A. Cichocki

Marek A. Cichocki

Foto: archiwum prywatne

Spór między Komisją Europejską i Warszawą w sprawie praworządności już dawno wypadł z ram wspólnie uznawanych reguł, a nawet zwykłych reguł zdrowego rozsądku, stając się wyrazem nowego zjawiska w Europie – kulturkampfu.

Działania Komisji wobec Polski muszą wywoływać zdumienie i niepokój w wielu państwach członkowskich. Są one całkowicie niezgodne z literą i duchem artykułu 4 i 5 wspólnych postanowień traktatu. W konsekwencji prowadziłyby do sytuacji, w której każda zmiana ustrojowa demokratycznego państwa członkowskiego podlegałaby kontroli Komisji i wymagała jej zgody. Integracja europejska na tym nie polega. To jedna sprawa, ale oburzając się tutaj w Warszawie na wypowiedzi i decyzje komisarza Timmermansa, warto pamiętać, że to nasza polityka przede wszystkim go stworzyła i dała Komisji pole do tak bezprecedensowych działań. To nasze dzieło. Zamiast prowadzić z Komisją spór merytoryczny i prawny od początku, od pierwszej odpowiedzi, prowadzimy spór godnościowy i personalny. W ten sposób pozbawiliśmy się możliwości zdobycia sojuszników wśród innych państw członkowskich.

 

Jest gorzej. Weszliśmy nie tylko na ścieżkę samotnej walki z Komisją o własną godność, ale również na drogę nieodwracalnych zmian we własnej polityce europejskiej oraz społecznych nastrojów. Skoro Komisja jest naszym „podstępnym” wrogiem, zmienia się także stosunek do Unii Europejskiej tych wszystkich, którzy popierają politykę obecnej większości politycznej w Warszawie.

 

Powstaje pytanie, na ile jeszcze polska prawica pozostanie w przyszłości oddana sprawie Europy, a na ile uzna ją za wrogą, i czy niektórym politykom Zjednoczonej Prawicy nie chodzi dokładnie o to drugie. Reakcja opozycji w Polsce też nie daje wielkich nadziei, skoro miarą europejskości stało się dla niej głośne domaganie się nałożenia sankcji na swój własny kraj, co jest postawą krótkowzroczną i nie do zaakceptowania z punktu widzenia interesu państwa.

 

Autor jest profesorem Collegium Civitas

Działania Komisji wobec Polski muszą wywoływać zdumienie i niepokój w wielu państwach członkowskich. Są one całkowicie niezgodne z literą i duchem artykułu 4 i 5 wspólnych postanowień traktatu. W konsekwencji prowadziłyby do sytuacji, w której każda zmiana ustrojowa demokratycznego państwa członkowskiego podlegałaby kontroli Komisji i wymagała jej zgody. Integracja europejska na tym nie polega. To jedna sprawa, ale oburzając się tutaj w Warszawie na wypowiedzi i decyzje komisarza Timmermansa, warto pamiętać, że to nasza polityka przede wszystkim go stworzyła i dała Komisji pole do tak bezprecedensowych działań. To nasze dzieło. Zamiast prowadzić z Komisją spór merytoryczny i prawny od początku, od pierwszej odpowiedzi, prowadzimy spór godnościowy i personalny. W ten sposób pozbawiliśmy się możliwości zdobycia sojuszników wśród innych państw członkowskich.

Jest gorzej. Weszliśmy nie tylko na ścieżkę samotnej walki z Komisją o własną godność, ale również na drogę nieodwracalnych zmian we własnej polityce europejskiej oraz społecznych nastrojów. Skoro Komisja jest naszym „podstępnym” wrogiem, zmienia się także stosunek do Unii Europejskiej tych wszystkich, którzy popierają politykę obecnej większości politycznej w Warszawie.

Powstaje pytanie, na ile jeszcze polska prawica pozostanie w przyszłości oddana sprawie Europy, a na ile uzna ją za wrogą, i czy niektórym politykom Zjednoczonej Prawicy nie chodzi dokładnie o to drugie. Reakcja opozycji w Polsce też nie daje wielkich nadziei, skoro miarą europejskości stało się dla niej głośne domaganie się nałożenia sankcji na swój własny kraj, co jest postawą krótkowzroczną i nie do zaakceptowania z punktu widzenia interesu państwa.

Spór między Komisją Europejską i Warszawą w sprawie praworządności już dawno wypadł z ram wspólnie uznawanych reguł, a nawet zwykłych reguł zdrowego rozsądku, stając się wyrazem nowego zjawiska w Europie – kulturkampfu.

Działania Komisji wobec Polski muszą wywoływać zdumienie i niepokój w wielu państwach członkowskich. Są one całkowicie niezgodne z literą i duchem artykułu 4 i 5 wspólnych postanowień traktatu. W konsekwencji prowadziłyby do sytuacji, w której każda zmiana ustrojowa demokratycznego państwa członkowskiego podlegałaby kontroli Komisji i wymagała jej zgody. Integracja europejska na tym nie polega. To jedna sprawa, ale oburzając się tutaj w Warszawie na wypowiedzi i decyzje komisarza Timmermansa, warto pamiętać, że to nasza polityka przede wszystkim go stworzyła i dała Komisji pole do tak bezprecedensowych działań. To nasze dzieło. Zamiast prowadzić z Komisją spór merytoryczny i prawny od początku, od pierwszej odpowiedzi, prowadzimy spór godnościowy i personalny. W ten sposób pozbawiliśmy się możliwości zdobycia sojuszników wśród innych państw członkowskich.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika