Po paru wiekach jako tako oświeconych nadchodzi wiek ciemny. Z wyżyn racjonalizmu, krótki lecz stromy żleb prowadzi w dolinę nierozumu. Putin otrzymał prezent, który może mu osłodzi dotkliwość spadku cen ropy. Pokaż mi swoich wrogów, a powiem ci kim jesteś. Nie wygrała bowiem brytyjska suwerenność, ale niewiedza, złość i uprzedzenia. Nade wszystko przegrała unijna indolencja, pewność siebie brukselskich urzędasów.

Od czasu upadku Sowietów nie potrafiła Unia przedstawić obywatelom przyciągającej wyobraźnię opowieści o sobie. Tylko w tamtych czasach była ona oczywista i zwięzła; przyniosło to Unii wraz z Ameryką historyczne zwycięstwo w latach 1989/91. Dla nowych kraików przyjmowanych kilkanaście lat później magnesem był strumień dotacji rozwojowych, tylko dlatego jesteśmy tacy prounijni. Ale dla liczniejszego i mocniejszego gospodarczo „starego rdzenia" pozostały zwietrzałe mrzonki federacyjne „ojców założycieli", a na co dzień odstręczająca szczegółowość i biurokratyczny żargon mnożonych bez potrzeby przepisów.

Przegrał sztandarowy projekt Brukseli, jakim było przedwczesne wprowadzenie wspólnego pieniądza i patrzenie przez palce, jak przysysają się do karmicielki gospodarki nie przygotowane. Co począć dalej? Jest to wyzwanie ponad siły Tuska, Junckera i Merkel razem wziętych. Nie jest to bowiem kryzys przywództwa, ale rozumu. Przytulisko własnej suwerenności nie unieważni wyzwań, które stoją dziś przed Zachodem. Tak może mniemać tylko głowa tkwiąca jeszcze w XIX wieku albo zaślepiona złością. Dlatego Unia powinna ocaleć. Nie wiem jak: może przyjdzie na ratunek parlament, który bywa odtrutką na pochopność referendum, może coś się uklepie w brukselskich negocjacjach. Nie wiem, jaka Unia: ale na pewno inna. Może mniejsza, ściślejsza; obawiam się, że bez nas.