Zaczęło się właśnie rekordowo krótkie zgrupowanie w rekordowo kiepskiej atmosferze przed wyjazdowym meczem z najsłabszą w naszej grupie Łotwą (zero punktów, jedna bramka strzelona, 21 straconych). Jerzy Brzęczek przeprowadzi tylko jeden trening z prawdziwego zdarzenia.
W poniedziałek piłkarze mieli zajęcia, ale brali w nich udział tylko ci, którzy nie mieli w niedzielę meczów ligowych (odpoczywał też Robert Lewandowski, mimo że Bayern grał w sobotę). W środę odbędzie się trening na stadionie rywala, w zasadzie nieco bardziej intensywny rozruch.
Po wrześniowej porażce ze Słowenią i remisie u siebie z Austrią klimat wokół reprezentacji bardzo się popsuł. W dużej mierze jest to też efekt poprzednich spotkań – kadra Jerzego Brzęczka wprawdzie wygrywała, ale styl tych zwycięstw pozostawiał wiele do życzenia. Dlatego gdy tylko drużyna się potknęła, krytyka stała się ostrzejsza.
Nikt oczywiście nie dopuszcza myśli, że Polska nie awansuje na Euro 2020. Mimo wpadek sprzed miesiąca nie jest wykluczone, że stanie się tak już w niedzielę, po meczu z Macedonią na Stadionie Narodowym. Komplet zwycięstw w meczach z najsłabszymi zespołami grupy jest więcej niż prawdopodobny, a najgroźniejsi rywale grają między sobą i będą tracić punkty. Ale kibice nie oczekują od zespołu Brzęczka samego awansu, czas, gdy był on celebrowany, minął razem z ćwierćfinałem Euro 2016.
W ostatnich tygodniach na PZPN-owskich korytarzach można było usłyszeć zadziwiająco zgodną wersję wydarzeń: prezes Zbigniew Boniek wezwał Brzęczka na dywanik. Selekcjoner to bagatelizuje, mówiąc: „Takich dywaników odbyłem z prezesem pewnie około 50, bo dużo i często rozmawiamy o piłce". Największym zarzutem jest słaba atmosfera w zespole i brak umiejętności interpersonalnych Brzęczka, który podobno wszędzie wietrzy spiski i ma syndrom oblężonej twierdzy.