Dopiero za trzy lata szkoły wyższe będą musiały sprawdzać przy użyciu systemu antyplagiatowego, czy studenci nie dopuścili się kradzieży intelektualnej. Miały to robić już w tym roku, ale obowiązek przesunięto. I dobrze, bo Otwarty System Antyplagiatowy, który miał służyć części uczelni do wywiązania się obowiązku, jak zaznaczają przedstawiciele szkół, nie działa, jak powinien. Np. przy sprawdzaniu pracy na temat Immisji pośrednich wskazał, że autor splagiatował... artykuł o muzyce undergroundowej z lat '70, artykuł o poezji łotewskiej i książkę o argumentacji polityków w przekazach medialnych.
- Najpopularniejszym plagiatowanym materiałem na wydziale prawa UW był jednak artykuł o sytuacji homoseksualistów w USA –ujawnia jeden z tegorocznych absolwentów.
Niekorzystne testy
O nieprzydatności systemu mówią sami promotorzy prac.
- System wykazuje rzekome zapożyczenia, które nie mają nic wspólnego z tematyką pracy dyplomowej. Użyteczność programu jest więc znikoma – mówi prof. Krzysztof Pietrzykowski, który przygotował na posiedzenie rady wydziału prawa wystąpienie z zarzutami co do działania tego systemu.
Także władze innych szkół wyższych dostrzegły jego mankamenty.