Po zamknięciu szkół i przejściu na zdalny system nauczania okazało się, że kilka tysięcy dzieci w całym kraju zniknęło z pola widzenia. Nie łączyły się przez internet z prowadzącymi lekcje w szkole. Powodów może być kilka. Główny to ubóstwo, brak sprzętu czy sprawnie działającego internetu, ale także brak nadzoru nad podopiecznymi. W normalnych okolicznościach takim sytuacjom przyglądaliby się nie tylko nauczyciele i pedagodzy w szkołach, ale też kuratorzy sądowi. W czasie zarazy jednak sądy zostały zamrożone, a działalność kuratorów mocno ograniczona ze względów bezpieczeństwa. Szczególnie w tzw. terenie. Przeprowadzanie wywiadów środowiskowych ograniczone zostało do minimum.
– Powoli ruszamy w teren – mówi „Rzeczpospolitej" kurator Aleksandra Szewera-Nalewajek z Sądu Rejonowego Warszawa-Praga. I potwierdza, że „zaginione" na lekcjach dzieci powoli się odnajdują. Problem dotyczy też obcokrajowców, których z udziału w lekcjach wykluczył nie brak sprzętu, tylko bariera językowa.
Czytaj też: RPO o zdalnym nauczaniu: nie zostawiajmy dzieci poza systemem
Dzisiaj jeszcze kuratorzy sądowi mają możliwość sporządzania sprawozdania o sytuacji podopiecznych głównie na podstawie informacji pozyskiwanych za pomocą środków porozumiewania się na odległość, to jest telefonów, poczty elektronicznej, komunikatorów internetowych, mediów społecznościowych itp. Również nauczyciele, pedagodzy czy psychologowie mogą kontaktować się z kuratorami sądowymi z użyciem takich środków komunikacji. Mimo pandemii ani sądy, ani zespoły kuratorskiej służby sądowej nie zawiesiły całkowicie działalności i kuratorzy zawodowi pojedynczo pełnią dyżury w biurach zespołów kuratorskich.