– Możliwe, że Putina zaskoczyła taka jedność zachodnich państw – uważa analityk z Carnegie Judy Dempsey.
Tym bardziej że do akcji dołączyła się nawet Gruzja, która w ogóle nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Moskwą od czasu wojny w 2008 roku. Tbilisi nakazało opuszczenie kraju rosyjskiemu dyplomacie pracującemu w „sekcji interesów rosyjskich” ambasady Szwajcarii, reprezentującej Rosję w Gruzji.
Razem czy osobno
W ciągu tygodnia od podjęcia decyzji o wspólnym działaniu na szczycie Unii Europejskiej rosyjscy politycy zapowiadali „nieuchronną odpowiedź”. – Będzie, będzie. I to dość ostra – jako pierwszy wystąpił szef rosyjskiego wywiadu SWR i człowiek z bliskiego kręgu współpracowników prezydenta Siergiej Naryszkin.
Inni zaskoczyli brutalnością swego języka. – Niespotykane chamstwo, na pograniczu międzynarodowego bandytyzmu – mówił rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Nawet szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow mówił o „schamieniu Europy”. Nowy styl podchwycili rosyjscy publicyści i propagandyści.
W czwartek Kreml zdecydował o zamknięciu amerykańskiego konsulatu w Petersburgu. Nikt z ekspertów nie chce obecnie przewidywać, jak mogą wyglądać kolejne kroki – poza oczywistą retorsją, czyli wysłaniem dyplomatów z krajów, które usunęły Rosjan. Mogłaby ona przybrać na przykład formę kolektywnej akcji. Kreml może bowiem wystąpić wraz z najbardziej uzależnionymi od siebie krajami Wspólnoty Niepodległych Państw. Obecnie nie jest jednak pewne, czy ewentualną rosyjską akcję poparliby prezydenci Białorusi i Kazachstanu.