By pszczoła nie była zagrożeniem

Lekarze i pacjenci domagają się, by resort zdrowia zdecydował o refundacji leku na odczulanie, który mógłby być zażywany przez pacjenta w domu.

Publikacja: 12.07.2021 16:52

By pszczoła nie była zagrożeniem

Foto: Adobe stock

Szacuje się, że alergia na jad owadów błonkoskrzydłych cierpi na nie od 5 do 10 proc. populacji dorosłej w Polsce i 1-2 proc. dzieci. Anafilaksja, a więc reakcja zagrażająca życiu, dotyka 1-2 proc. populacji ogólnej. 

Medycyna oferuje takim osobom dwa rodzaje leczenia. Pierwsza metoda to leczenie objawowe, zapobiegające śmierci i ciężkim powikłaniem i polega na podaniu adrenaliny osobie uczulonej natychmiast po użądleniu. Dlatego każdy chory powinien być wyposażony w ampułkostrzykawkę z adrenaliną.

Druga metoda to leczenie przyczynowe i jest nią swoista immunoterapia alergenowa, która, jak podkreślali eksperci podczas niedawnej konferencji „Sytuacja polskich pacjentów uczulonych na jad owadów żądlących a możliwości leczenia” byłaby tańszą i wygodniejszą dla pacjenta metodą leczenia.

Prof. Krzysztof Kowal z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, przewodniczący Sekcji Immunoterapii Alergenowej PTA zaznacza, że metoda ta zmienia naturalny przebieg choroby, doprowadzając do tolerancji użądlenia przez dane owady. Prowadzenie immunoterapii alergenowej trwa zwykle 5 lat, a skuteczność leczenia sięga nawet do 90 proc. – Odczulaniu mogę być też poddawane dzieci. Zazwyczaj alergolodzy zakładają, że odczulanie powinno się rozpoczynać od początku wieku szkolnego, co jest związane z kształtowaniem się układu immunologicznego. Jeśli u dziecka wystąpi reakcja anafilaktyczna, wówczas należy rozważyć wdrożenie immunoterapii – dodaje.

Kwestia kosztów

W Polsce na jad owadów błonkoskrzydłych odczulanych jest rocznie ok. trzech tysięcy pacjentów. Procedura ta w 94 proc. prowadzona jest w warunkach szpitalnych, gdzie zarówno sam lek, jak i hospitalizacje są rozliczane w ramach grup P-32 (alergie i odczulanie) i S-33. (choroby alergiczne poniżej 18 roku życia). Obie te grupy mają określoną wartość punktową: 965 i 1182, co odpowiada wysokości kwot, które NFZ przekazuje na ten cel.– Dodatkowo, obecnie możliwe jest również odczulania w trybie ambulatoryjnym, w ramach procedury Z-101 (podanie leku na jad owadów, dawka podtrzymująca), wycenionej na 53 punkty. Niestety odczulanie w ambulatorium jest pozbawione finansowania leku, co oznacza, że chociaż pacjent ma zagwarantowaną bezpłatną wizytę lekarską i bezpłatne podanie, to jednak za lek musi zapłacić sam – mówi prof. Marcin Czech, były wiceminister zdrowia. – Obecnie mamy do dyspozycji dość bezpieczne lekarstwo, jakim jest preparat odczulający typu depot, który jest podawany w warunkach szpitalnych. Tymczasem ten preparat, mógłby być bez większych przeszkód podawany w warunkach ambulatoryjnych. Wprowadzając takie rozwiązanie konieczne jest jednak, zrefundowanie samego leku w jakiejkolwiek formie: w ramach refundacji aptecznej lub jednorodnych grup pacjentów przy finansowaniu procedur ambulatoryjnych – tłumaczy prof. Marcin Czech.

Ekspert szacuje, że przy 1000 osób odczulanych w trybie ambulatoryjnym dałoby to oszczędność rzędu 43 mln. zł w ciągu pięciu lat. – Płatnik zaoszczędzi na procedurach, które są bardzo kosztochłonne, lekarz będzie mógł uelastycznić proces odczulania, co da mu większą gwarancję, że pacjent nie przerwie leczenia i doprowadzi proces odczulania do końca, pacjent z kolei uzyska leczenie bliżej miejsca zamieszkania, co dodatkowo zredukuje koszty pośrednie, związane z utratą produktywności pacjentów – mówi prof. Czech.

Podobnego zdania jest prof. Kowal, który przypomina, że obecnie immunoterapię tą prowadzi się w 33 w szpitalach klinicznych. – To odosobniona sytuacja w Europie, gdzie zdecydowana większość chorych odczulana jest w ambulatoriach. Optymalnym rozwiązaniem byłoby pozostawienie procedur szpitalnych w celu leczenia osób, u których wskazane jest szybkie uzyskanie tolerancji, co wiąże się z zastosowaniem ultraszybkiego odczulania obarczonego potencjalnie dużym ryzykiem wystąpienia wstrząsu anafilaktycznego. Podobnie osoby obciążone dużym ryzykiem wystąpienia powikłań w trakcie immunoterapii mogłyby skorzystać z leczenia w warunkach szpitalnych. Znaczna część leczenia podtrzymującego, jak też procedury o typie mniej agresywnego podejścia wstępnego, takie jak klasyczna immunoterapia w oparciu o preparaty typu depot, mogłyby być wykonywane w warunkach ambulatoryjnych – tłumaczy prof. Kowal.

– Z uwagi na niewielką liczbę ośrodków, które prowadzą odczulanie, pacjenci zmuszeni są każdorazowo dojeżdżać na leczenie, często kilkadziesiąt – sto kilometrów w jedną stronę. Aby pokonać tę odległość muszą brać dzień wolny z pracy. To są te koszty pośrednie: koszty dojazdu, utracony dzień pracy – mówi Grzegorz Baczewski, p.o. wiceprezesa Fundacji Centrum Walki z Alergią. – Jeśli się zważy, że odczulanie pacjentów to długotrwały proces, który zwykle trwa pięć lat, w czasie których pacjent musi się pojawić na zabiegu co 4-6 tygodni, to się okaże, że takich dni nieobecności
w pracy nazbiera się naprawdę dużo. Przeważnie odczulana jest osoba dorosła, ale kiedy odczulane jest dziecko, to te koszty należy liczyć podwójnie – wyjaśnia.

Mniej odczulań w czasie pandemii

Potrzebę umożliwienia wykonywania immunoterapii w warunkach ambulatoryjnych pokazała także  pandemia COVID-19. Bo choć nie ma jeszcze nie ma pełnych statystyk, ale już teraz szacuje się, na podstawie danych płynących z ośrodków europejskich i polskich, że ok 30-40 proc. osób odczulanych zaprzestało immunoterapii na jad owadów błonkoskrzydłych w trakcie pandemii. Okresowe zaburzenie cyklu immunoterapii dotyczyło, aż ok. 80 proc. osób odczulających się. – Głównym powodem przerwania terapii były czynniki epidemiologiczne w tym obawa przed zakażeniem, związana ze zwiększonym ryzykiem ekspozycji w warunkach szpitalnych – mówi prof. Kowal.

Podobnie sytuację ocenia przedstawiciel Fundacji, Grzegorz Baczewski. Zwraca on uwagę na utrudniony w tym okresie dostęp do lekarzy. – W okresie wzrostu zachorowań na COVID-19 część szpitali została przemianowana na jednoimienne, co spowodowało zmniejszenie, i tak niedużej liczby ośrodków, gdzie prowadzi się odczulanie – podsumowuje ekspert.

 

Szacuje się, że alergia na jad owadów błonkoskrzydłych cierpi na nie od 5 do 10 proc. populacji dorosłej w Polsce i 1-2 proc. dzieci. Anafilaksja, a więc reakcja zagrażająca życiu, dotyka 1-2 proc. populacji ogólnej. 

Medycyna oferuje takim osobom dwa rodzaje leczenia. Pierwsza metoda to leczenie objawowe, zapobiegające śmierci i ciężkim powikłaniem i polega na podaniu adrenaliny osobie uczulonej natychmiast po użądleniu. Dlatego każdy chory powinien być wyposażony w ampułkostrzykawkę z adrenaliną.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po” także od położnej. Izabela Leszczyna zapowiada zmiany
Diagnostyka i terapie
Zaświeć się na niebiesko – jest Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
Diagnostyka i terapie
Naukowcy: Metformina odchudza, bo organizm myśli, że ćwiczy
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po”: co po wecie prezydenta może zrobić ministra Leszczyna?
zdrowie
Rośnie liczba niezaszczepionych dzieci. Pokazujemy, gdzie odmawia się szczepień