Prof. Duszyński: Blisko 7 mln Polaków może mieć ciężki przebieg zakażenia Covid-19

Musimy być przygotowani na wszystko, wiedzieć, kiedy przechodzimy ze scenariusza łagodnego w umiarkowany, a kiedy prawdopodobny staje się scenariusz groźny, pesymistyczny. Nie chcemy przecież takiego wybuchu, jak np. w Bergamo wiosną – mówi prof. Jerzy Duszyński, prezes PAN.

Publikacja: 29.09.2020 17:47

Prof. Duszyński: Blisko 7 mln Polaków może mieć ciężki przebieg zakażenia Covid-19

Foto: Adobe stock

W raporcie Polskiej Akademii Nauk „Zrozumieć COVID-19” zawarta jest teza, że obecnie, w czasie pandemii nauka i naukowcy tracą autorytet, następuje odwrót od racjonalności. Dlaczego tak się dzieje?

Tak źle jednak nie jest. Gdy patrzy się na stopień autorytetu różnych grup zawodowych, to ciągle profesor czy naukowiec są bardzo wysoko i mam wrażenie, że w pandemii społeczny odbiór znaczenia pracy badawczej jeszcze się poprawił. Problemem jest to, że nie wszyscy odbiorcy rozumieją jak działa nauka, co też staramy się w naszym raporcie tłumaczyć. Gdy pojawia się wielka potrzeba badań, bo mamy do czynienia – tak jak teraz – z sytuacja nową, to naukowcy nie  mogą głosić objawionych prawd wykutych w kamieniu, które się nie zmieniają. Nauka to proces, w którym po drodze można się mylić, można też korygować wyniki, nie przekreślając naukowej metody. Nienaruszalne są podstawy, np. to, że istnieją wirusy, że epidemia rządzi się określonymi prawami – to wszystko jest podstawą, w którą nie powinniśmy wątpić. Ale to, czy dany patogen, wirus jest bardzo zaraźliwy, czy nie, czy może się przenosić przez dotykanie powierzchni, na którą ktoś kichnął, czy raczej nie, czy łatwo się przenosi, czy trzeba być co najmniej 15 minut narażonym na działanie wirusa by się zarazić, czy bezpieczny dystans to dwa metry, czy dzieci przenoszą wirus, czy nie – to wszystko podlega badaniu naukowemu, które jest procesem. Epidemia trwa już około 8 miesięcy, w Polsce od marca. , czyli pół roku. Poznajemy ją, jesteśmy coraz bardziej precyzyjni. Tak działa nauka. Pracujemy olbrzymim zespołem naukowców na całym świecie. Analizujemy, zbieramy dane, dzielimy się wiedzą. Nasze opracowanie, które powstało w Polskiej Akademii Nauk, jest pierwszym przekrojowym źródłem wiedzy o COVID-19 w naszym kraju.

Odwrót od racjonalności może powodować większy strach w społeczeństwie?

Mamy osobny rozdział o psychologii w naszym raporcie. Po pierwsze u wielu ujawnia się lęk przed nieznanym. Poza tym część osób ma racjonalne powody by bać się o swoje zdrowie i zdrowie najbliższych, którzy są w grupach ryzyka. Boją się także ludzie, którzy na zewnątrz prezentują agresję, wprowadzają np. w sklepie czy innym miejscu publicznym atmosferę konfrontacji, awantury. Czasem sam delikatne zwracam uwagę, że ktoś powinien jednak założyć maskę i spotykam się nie z reakcją normalną, którą byłoby słowo „przepraszam” i założenie maseczki, tylko z agresją. Ale pod nią jest ogromny lęk i niezrozumienie świata. Na ten temat właśnie powstało osobne opracowanie przygotowane przez jedną z autorek raportu ekspertów PAN.

Część raportu to konkretne wskazówki zachowania. Co powinniśmy robić, a czego nie?

Przede wszystkim powinniśmy trochę lepiej poznać COVID-19, dowiedzieć się czegoś o tym czym grozi ta choroba i na czym polega. I to z miarodajnych źródeł. Ale powinniśmy też lepiej poznać społeczeństwo, w którym żyjemy. Dowiedzieć się np. że aż 7 milionów osób w Polsce to osoby, które przekroczyły 65. rok życia. 90 proc. tych osób powyżej 65 roku, to są osoby obciążone chorobami przewlekłymi, często kilkoma jednocześnie. I to są ludzie, którzy – jeśli zostaną zakażeni – będą mieli wielkie problemy zdrowotne zagrażające życiu. Naszym obowiązkiem jest – z jednej strony – ochrona tych osób, ale z drugiej strony jednocześnie troska o to, by gospodarka dobrze funkcjonowała. To z kolei dotyczy ludzi młodszych, w wieku produkcyjnym. Powinniśmy się umieć zachowywać solidarnie.

Co to znaczy w praktyce?

Po pierwsze zachowanie dystansu, szczególnie teraz, gdy zaczął  się sezon jesienno-zimowy i będziemy częściej przebywali w pomieszczeniach. Te nie zawsze są odpowiednio wentylowane i wietrzone. Druga praktyczna rada: nie powinniśmy krzyczeć, gdy rozmawiamy bezpośrednio, nie należy podnosić głosu – bo wtedy właśnie wyrzucamy z siebie kropelki śliny, albo tzw. aerozol oddechu ze śliną i dzieje się to znacznie bardziej intensywnie, niż gdy mówimy normalnym, stonowanym głosem. To niby proste zalecenia, ale sam spotkałem się z agresją, kiedy mówiłem, że dobrze byłoby nosić maseczki w szkołach, w sytuacjach takich jak apele i inne zgromadzenia. Zalecaliśmy też, by zajęcia jednej klasy odbywały się w jednym i tym samym pomieszczeniu. Żeby rozsynchronizować przerwy szkolne, by dzieci o innych porach wychodziły na przerwę, by nie tworzył się tłum. Takie są zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia, ale u nas, niestety, jest przeciw temu opór. I ja tego zupełnie nie rozumiem. Musimy zdawać sobie sprawę, że mamy do czynienia z czynnikiem, który przenosi się z człowieka na człowieka i łatwo można się nauczyć jak takie ryzyko minimalizować. Odsunąć się, odwrócić głowę, myć ręce,  bo one podczas rozmowy są niżej i tam częściej padają kropelki śliny. Musimy oduczyć się dotykać okolic oczu, usta, nosa. I jeszcze jedno: powinniśmy zachowywać się odpowiedzialnie, a więc kiedy zaobserwujemy u siebie gorączkę, objawy przeziębienia, co szybko może przerodzić się w coś groźniejszego, to trzeba zostać w domu. Rodzice nie powinni wysyłać chorych dzieci do szkoły.

Ale w czasie pandemii, proste, zdawałoby się rzeczy, jak wizyta z dzieckiem w przychodni, zaświadczenie o chorobie, by móc z zostać z nim w domu – wszystko to urasta do rangi wielkich problemów.

Te właśnie problemy państwo powinno pomagać rozwiązywać, bo inaczej dojdzie do nieszczęścia. Piszemy o tym w raporcie: są różne możliwe scenariusze i my, jako społeczeństwo, w naszych publicznych zachowaniach – np. niektórych polityków – prezentujemy się tak, jakby tylko ten najłagodniejszy scenariusz wchodził w grę. A to nie jest pewne, musimy być przygotowani na wszystko, wiedzieć, kiedy przechodzimy ze scenariusza łagodnego w umiarkowany, a kiedy prawdopodobny staje się scenariusz groźny, pesymistyczny. Nie chcemy przecież takiego wybuchu, jak np. w Bergamo wiosną, kiedy zabrakło mocy przerobowych zakładów pogrzebowych i wieczorem wywożono ciała zmarłych osób do innych miast.

A czy da się w ogóle przygotować na ten najgorszy scenariusz?

Przytoczę przykład Tajwanu. Tam działał cały czas zespół analityków, który był szczególnie wyczulony na różne sygnały dotyczące zagrożeń epidemicznych. I w momencie kiedy w chińskim mieście Wuhan zaczęto mówić o nietypowym zapaleniu płuc, ludzie z tego zespołu pojechali tam. Na miejscu uznali za wysoce prawdopodobne, że pojawił się nowy patogen, dziś znany jako wirus SARS-CoV-2. Natychmiast  zarządzono, że każda osoba przyjeżdżająca z Chin zostaje na kwarantannie, a wszyscy którzy mieli z nią kontakt będą skrupulatnie badani. I to sprawiło, że na Tajwanie nie było epidemii. U nas w momencie, w którym było wiadomo, że coś takiego krąży po Europie, ludzie wyjechali np. na narty do Włoch, wrócili i nikt nie zawracał sobie nimi głowy, nie był przygotowany na to, by zbadać ich stan zdrowia, nawet nie udzielono im żadnych zaleceń. Wszystko poszło na żywioł. I w pewnym momencie zaczęliśmy ponosić tego konsekwencje. Ale największym błędem było to, że przez szereg lat nie stworzyliśmy systemu mocnej analizy sytuacji epidemicznej. Jednym z celów naszego opracowania jest to, by zdobywać doświadczenie i być może za około dekadę, bo wtedy może pojawić się fala innej infekcji, będziemy lepiej przygotowani.

 

W raporcie Polskiej Akademii Nauk „Zrozumieć COVID-19” zawarta jest teza, że obecnie, w czasie pandemii nauka i naukowcy tracą autorytet, następuje odwrót od racjonalności. Dlaczego tak się dzieje?

Tak źle jednak nie jest. Gdy patrzy się na stopień autorytetu różnych grup zawodowych, to ciągle profesor czy naukowiec są bardzo wysoko i mam wrażenie, że w pandemii społeczny odbiór znaczenia pracy badawczej jeszcze się poprawił. Problemem jest to, że nie wszyscy odbiorcy rozumieją jak działa nauka, co też staramy się w naszym raporcie tłumaczyć. Gdy pojawia się wielka potrzeba badań, bo mamy do czynienia – tak jak teraz – z sytuacja nową, to naukowcy nie  mogą głosić objawionych prawd wykutych w kamieniu, które się nie zmieniają. Nauka to proces, w którym po drodze można się mylić, można też korygować wyniki, nie przekreślając naukowej metody. Nienaruszalne są podstawy, np. to, że istnieją wirusy, że epidemia rządzi się określonymi prawami – to wszystko jest podstawą, w którą nie powinniśmy wątpić. Ale to, czy dany patogen, wirus jest bardzo zaraźliwy, czy nie, czy może się przenosić przez dotykanie powierzchni, na którą ktoś kichnął, czy raczej nie, czy łatwo się przenosi, czy trzeba być co najmniej 15 minut narażonym na działanie wirusa by się zarazić, czy bezpieczny dystans to dwa metry, czy dzieci przenoszą wirus, czy nie – to wszystko podlega badaniu naukowemu, które jest procesem. Epidemia trwa już około 8 miesięcy, w Polsce od marca. , czyli pół roku. Poznajemy ją, jesteśmy coraz bardziej precyzyjni. Tak działa nauka. Pracujemy olbrzymim zespołem naukowców na całym świecie. Analizujemy, zbieramy dane, dzielimy się wiedzą. Nasze opracowanie, które powstało w Polskiej Akademii Nauk, jest pierwszym przekrojowym źródłem wiedzy o COVID-19 w naszym kraju.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po” także od położnej. Izabela Leszczyna zapowiada zmiany
Diagnostyka i terapie
Zaświeć się na niebiesko – jest Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
Diagnostyka i terapie
Naukowcy: Metformina odchudza, bo organizm myśli, że ćwiczy
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po”: co po wecie prezydenta może zrobić ministra Leszczyna?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
zdrowie
Rośnie liczba niezaszczepionych dzieci. Pokazujemy, gdzie odmawia się szczepień