Znalazła się pani na europejskiej liście 40 najzdolniejszych młodych architektów przed 40. rokiem życia.
W konkursie Europe 40 under 40 oceniane jest portfolio architekta, pod uwagę brany jest całokształt twórczości. Na wystawie w Atenach podsumowującej konkurs znalazły się trzy moje projekty. Jedna z tych prac – biblioteka w Szczecinie – była wcześniej odrzucona jako projekt konkursowy w Polsce. Może dlatego, że staram się tworzyć projekty, które są inne od wszystkiego, co znamy w naszym kraju. Za granicą została doceniona oryginalność, dostrzeżono wymiar społeczny mojej architektury, który dla mnie jest szczególnie ważny. Nagrodę traktuję jako kolejny etap w twórczym rozwoju. Nie spoczywam na laurach, staram się dalej podążać wyznaczoną drogą.
Jak z perspektywy światowej ocenia pani polską architekturę?
Projekty polskich twórców są coraz częściej doceniane na świecie, co świadczy o tym, że jest w nas potencjał. Z moich obserwacji wynika jednak, że ten potencjał bywa marnotrawiony i gaszony, szczególnie przez inwestorów, którzy decydują dzisiaj, co i jak będzie budowane. Koncepcje polskich architektów są dobre, ale problemem jest realizacja. Inwestorzy patrzą zwykle krótkowzrocznie, kierują się przede wszystkim krótkofalowym zyskiem. Nie zależy im na nowatorskich rozwiązaniach. Przeciwnie: nalegają, aby stosować utarte schematy. Niejednokrotnie architekt wykorzystywany jest tylko na początkowym etapie inwestycji, później odsuwa się go na bok. Czasem, dążąc do obniżenia kosztów, rezygnuje się z droższych technologii na rzecz tanich. Nie zwraca się uwagi na to, jak cała przestrzeń będzie funkcjonować i jak budynek będzie się starzeć. Efekt jest zły.
Skąd ten brak zaufania i niechęć inwestorów do architektów?