Sara Johnston i Kelly Cahill twierdzą, że były pomijane podczas awansów, a ich wynagrodzenie było wyraźnie niższe niż kolegów zajmujących równorzędne stanowiska. Szefowie koncernu ignorowali ich skargi, dlatego też obie kobiety postanowiły złożyć pozew do sądu.

W pozwie kobiety twierdzą, że koncern łamie prawo, a polityka kadrowa firmy jest "wroga wobec kobiet". Praktyki dyskryminacyjne są domeną grupy managerów wysokiego stopnia, którzy w większości są mężczyznami - informuje agencja Bloomberga.

W maju tego roku prezes firmy Mark Parker musiał przepraszać na spotkaniu z pracownikami, za przypadki dyskryminacji. W lipcu firma zdecydowała się podnieść wynagrodzenia 7 tysięcy pracowników, tak by nie łamać przepisów zabraniających nierównego wynagradzania na równorzędnych stanowiskach.

Pracownice Nike skarżyły się też, że koncern to "męski klub", gdzie kobiety traktuje się z góry i pomija przy awansach. Jedna z byłych pracownic opowiadała, że jedną z "atrakcji" wyjazdu służbowego była wizyta w klubie ze striptizem.

Parker obiecał zakończyć praktyki dyskryminacyjne i wprowadzić w firmie większą "różnorodność", awansując dwie kobiety na wysokie stanowiska kierownicze. Jednocześnie firmę opuściło kilku managerów, m.in. szef marki Trevor Edwards, który według plotek medialnych miał szansę zostać następnym prezesem spółki. Z firmą rozstał się także jego zastępca Jayme Martin. Kobiety zatrudnione w Nike twierdziły, że dobre relacje z Edwardsem i "jego ludźmi" były przepustką do awansu, z tym, że awansowali tylko mężczyźni, a kobiety były pomijane.