Nie ma co liczyć, że na rynku pojawi się tak dużo ofert wycieczek w bardzo niskich cenach. Bo last minute, czyli wyjazdów kupowanych w ostatniej chwili bardzo okazyjnie, ma być jak na lekarstwo. Ceny wakacji kupowanych z wyprzedzeniem pozostają na poziomie z roku 2018 lub mogą być kilkadziesiąt złotych niższe.
Obawy przed dumpingiem
– Rok 2018 był zdecydowanie lepszy dla klientów: pojawiło się dużo ofert po niskich cenach, dostępnych do ostatniej chwili. Dla touroperatorów był on nieco gorszy (zostały niesprzedane oferty – red.) – mówi „Rzeczpospolitej" Piotr Henicz, wiceprezes Itaki, największego polskiego touroperatora. – Większość biur, w tym Itaka, wyciągnęła z tego wnioski i np. nasza tegoroczna oferta będzie trochę mniejsza (choć wzrost liczby wyjazdów będzie taki jak w ubiegłym roku, kiedy wyniósł 20 proc.). Tak więc popyt z podażą powinny się spotkać. Nie ukrywam też nadziei, że zwycięży rozsądek i nie powtórzy się już walka o miejsce na rynku, jakiej byliśmy świadkami – dodaje Henicz.
Walka o klienta była wyraźnie widoczna zwłaszcza pod koniec zeszłorocznych wakacji, kiedy niemiecki TUI po wpadce z wyjazdem klientów na Dominikanę nagle zalał rynek ofertami po wyjątkowo niskich cenach. Jeszcze w grudniu TUI sprzedawał np. po 2,4 tys. zł dwutygodniowe wycieczki na Wyspy Zielonego Przylądka. Tydzień na Gran Canarii można było trafić za 1,2 tys. zł. U rywali za tygodniowy wyjazd trzeba było płacić kilkaset złotych więcej.
Czytaj także: Idealne wakacje Polaka: "All excuse me" i blisko plaży