Happening był wyjątkowo barwny. Przed siedzibą rządu Borisa Johnsona pojawili się klauni, akrobaci, żonglerzy i szczudlarze. Alarmowali, że to ostatni moment, żeby ocalić 250-letnią tradycję cyrkową w Wielkiej Brytanii zamrożoną dotąd przez obostrzenia związane z pandemią koronawirusa.

W liście do premiera artyści twierdzą, że cyrki muszą zostać otwarte jeszcze w lipcu, żeby miały jakąkolwiek szansę na przetrwanie. Sezon cyrkowy w Wielkiej Brytanii to tradycyjnie okres wielkanocny i lato.

- Przez pandemię ominęła nas Wielkanoc. Jeśli nie otworzymy naszych namiotów również w lecie, większość cyrków zbankrutuje - stwierdził Martin Burton, prezes stowarzyszenia właścicieli cyrków cytowany przez "The Guardian".

Choć widowiska cyrkowe są sklasyfikowane jako imprezy plenerowe, to nie znalazły się na liście instytucji, które mogły wznowić działalność w Wielkiej Brytanii w zeszłym tygodniu. Cyrkowcy zwracają uwagę na to, że ich namioty dają znacznie większe możliwości bezpiecznej aranżacji miejsc na widowni niż choćby sale teatralne. Są też dużo lepiej wentylowane, mają wiele wejść, a kasy i toalety znajdują się na zewnątrz.

Przedstawienia cyrkowe każdego roku przyciągają ponad 2,5 mln brytyjskich widzów.