Znana aplikacja mobilna kojarząca kierowców z pasażerami ma coraz większe problemy. W marcu jeden z głównych szefów Ubera - nazywany „osobą numer dwa” w firmie po Travisie Kalanicku - Jeff Jones niespodziewanie ogłosił decyzję o swoim odejściu. Jak podawały liczne źródła, Jones, który pracował w Uberze przez pół roku, postanowił rozstać się z firmą w związku z licznymi skandalami wewnętrznymi, dotyczącymi między innymi seksizmu i molestowania pracownic. On sam jako powód swojego odejścia wymieniał swoje „przekonania i poglądy”, które były niespójne z tym, co zastał w Uberze.

We wtorek rezygnację złożyła kolejna ważna osoba w przedsiębiorstwie z San Francisco - Rachel Whetstone, wicedyrektor ds. polityki i komunikacji. Whetstone od czerwca 2015 roku nadzorowała kampanię lobbingową Ubera, w którą firma od początku swojego działania inwestowała gigantyczne pieniądze (znacznie więcej niż Facebook czy Apple). To właśnie ona budowała strategię firmy w walce z prawem i toczyła wiele batalii sądowych w różnych krajach świata. Kierowała również działem public relations, który zmagał się w ciągu ostatniego roku z ogromnymi problemami wizerunkowymi Ubera.

- Jestem niewyobrażalnie dumna z drużyny, jaką zbudowaliśmy – powiedziała po ogłoszeniu swojej decyzji o odejściu Whetstone, cytowana przez Bloomberga. – Dołączyłam do Ubera, ponieważ kocham ten produkt i ta miłość jest dziś równie silna co sześć lat temu, kiedy zamówiłam moją pierwszą przejażdżkę – dodała.

Grom krytyki, tym razem nie ze środowiska taksówkarzy i polityków, spadł na Ubera po tym, jak w lutym bieżącego roku była pracownica firmy, Susan Fowler, wniosła zarzuty o dyskryminację i molestowanie seksualne. Na swoim blogu internetowym Fowler opublikowała wstrząsający wpis, w którym dokładnie opisała, jak była traktowana przez swoich szefów w Uberze. Zaznaczała jednocześnie, że nie była jedyną ofiara dyskryminacji o podłożu seksualnym w firmie.