Swoje 42. urodziny znany białoruski opozycjonista Paweł Siewiaryniec świętuje w mińskim areszcie śledczym. Tam spędzi też obchodzone przez prawosławnych 7 stycznia święto Bożego Narodzenia.
Białoruski dysydent z powodu swojej działalności przeszedł już przez obozy pracy przymusowej i więzienia. W czwartek został skazany na 15 dni aresztu i jeszcze będzie musiał zapłacić 1275 rubli grzywny (równowartość 2300 zł). To więcej niż wynosi miesięczne średnie krajowe wynagrodzenie na Białorusi (1100 rubli).
Wszystko z powodu grudniowych „nielegalnych protestów" przeciw trwającej od ponad roku „głębszej integracji" Białorusi z Rosją. Siewiarynieca okrzyknięto nawet w lokalnych niezależnych mediach nieformalnym liderem białoruskiej opozycji demokratycznej. W ubiegłym tygodniu nawoływał do kolejnych protestów w niedzielę i prosił, by któryś z uczestników „przyniósł własne głośniki". Przyznał, że organizatorzy protestów „nie mają sił i możliwości".
– Potrzebnych jest około 100–200 gwizdków oraz plakaty z hasłem „Białoruś bez związku z Rosją" – napisał chwilę przed zatrzymaniem. Tym samym dobrze zobrazował stan, w którym znajdują obecnie przeciwnicy rządzącego od ponad ćwierćwiecza prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Zatrzymano go tuż przy wyjściu z klatki schodowej własnego domu, podobnie jak pięciu innych opozycjonistów, którzy w ubiegłym tygodniu trafili za kratki. Ponad 20 uczestników grudniowych manifestacji ukarano bardzo dotkliwą jak na białoruskie realia karą grzywny. W konsekwencji protestować w niedzielę w centrum białoruskiej stolicy odważyło się zaledwie około stu osób. W rękach trzymali zdjęcia więzionych. Próbowano nawet utworzyć żywy łańcuch przy głównej stołecznej alei – Niepodległości. Uczestnicy protestu odwołują się w ten sposób do słynnego „bałtyckiego łańcucha", ale wtedy w 1989 r. ponad 2 mln Litwinów, Łotyszy i Estończyków wzięło się za ręce w obronie swojej niepodległości.
– W ciągu 25 lat rządów Łukaszenko całkowicie wyczyścił polityczne pole. Nie chciał mieć konkurentów i chciał utrzymać władzę. W społeczeństwie zapanował instynkt przetrwania i obojętność, szeregowy obywatel myśli, że jego to nie dotyczy. Pokolenie z mocną świadomością białoruską nie wyrosło, a starsze pokolenie wie, że lepiej się nie wychylać – mówi „Rzeczpospolitej" Franak Wiaczorka, znany białoruski opozycyjny dziennikarz i działacz społeczny. – Nikt dokładnie nie rozumie, co się odbywa za kulisami negocjacji z Rosją. Władze uspokajają, a opozycja alarmuje. Ludzie więc oczekują na wynik rozmów Mińska i Moskwy – dodaje.