Historia rodem z hollywoodzkiego filmu akcji wydarzyła się w niedzielę nad Białorusią. Samolot pasażerski irlandzkich linii lotniczych Ryanair leciał z Aten do Wilna. Maszyna była już prawie przy litewskiej przestrzeni powietrznej, kiedy nagle zawróciła, zrobiła szeroki łuk nad Białorusią i wylądowała w Mińsku. Przedstawiciele białoruskich władz natychmiast poinformowali, że to piloci zaalarmowali, iż na pokładzie samolotu może być bomba, i poprosili o możliwość lądowania. Co więcej, Mińsk poinformował, że na osobisty rozkaz Aleksandra Łukaszenki podniesiono myśliwiec bojowy Mig-29, którzy asystował samolotowi pasażerskiemu podczas lądowania. Bomby nie znaleziono, ale przy okazji sprawdzania dokumentów zatrzymano jednego z pasażerów – opozycyjnego białoruskiego dziennikarza i blogera Romana Protasiewicza, który wcześniej musiał uciekać przed dyktaturą. Od miesięcy był ścigany przez reżim.
– Albo doszło do incydentu i mamy do czynienia z przypadkiem, albo doszło do poważnego złamania zasad prawa międzynarodowego – komentował w niedzielę po południu „Rzeczpospolitej" Waler Karbalewicz, znany białoruski politolog.
W wileńskim biurze liderki białoruskiej opozycji demokratycznej Swiatłany Cichanouskiej nie wierzą w przypadki. – To oczywiste, że mamy do czynienie z operacją białoruskich służb specjalnych i porwaniem samolotu w celu zatrzymania aktywisty i blogera – oświadczyła Cichanouska. Apelowała do Ryanairu i Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO) o przeprowadzenie śledztwa i ukarania Białorusi, łącznie z wykluczeniem z organizacji. Linie lotnicze Ryanair poinformowały, że nie znaleziono niczego niewłaściwego po tym, jak w niedzielę zostały powiadomione o potencjalnym zagrożeniu bezpieczeństwa na pokładzie jednego z samolotów. Przewoźnik przeprosił za opóźnienie, "które było poza kontrolą Ryanair"
– Z naszych informacji wynika, że białoruska strona poinformowała załogę o alarmie bombowym, a później, wykorzystując lotnictwo wojskowe, zmuszono maszynę do lądowania. To była prowokacja białoruskiego reżimu, który postanowił aresztować niewygodnego dziennikarza, przy okazji pogwałcił prawo międzynarodowe i przekroczył wszystkie czerwone linie – mówi „Rzeczpospolitej" Franak Wiaczorka, doradca Cichanouskiej ds. międzynarodowych. – To działania w stylu piratów somalijskich.
Czytaj także:
Tymczasem władze w Wilnie w niedzielę po południu nic nie mówiły o alarmie bombowym. Prezydent Litwy Gitanas Nauseda oświadczył zaś, że samolot „siłą zmuszono do lądowania" i domagał się uwolnienia Protasiewicza. Zaapelował do Unii Europejskiej i NATO o podjęcie odpowiednich kroków wobec reżimu Łukaszenki. Z kolei popularny w państwach bałtyckich portal Delfi, powołując się na przedstawicieli wileńskiego lotniska, informował, że na pokładzie samolotu w przestrzeni powietrznej Białorusi miało dojść do kłótni jednego z pasażerów z załogą. Przed zatrzymaniem Protasiewicz zdążył powiadomić kolegów, że jeszcze na lotnisku w Atenach jakiś podejrzany mężczyzna próbował zrobić mu zdjęcie dokumentów.