Czy różnimy się poglądami politycznymi i wrażliwością społeczną od obywateli innych państw Unii Europejskiej? IBRIS wraz z czterema innymi ośrodkami badania opinii (SWG – Włochy, INSA – Niemcy, Austria, Ifop – Francja, Sigma Dos – Hiszpania) przeprowadził sondaż mający na celu sporządzenie diagnozy nastrojów w sześciu krajach UE. Pytano o najważniejsze problemy, ale także o stosunek do sposobu i tempa przeprowadzanych zmian.
„Czy w celu wprowadzenia realnej zmiany w twoim kraju potrzebna jest rewolucja czy reformy?" – pytali badacze. Okazuje się, że wśród reprezentacji sześciu społeczeństw Polacy są największymi reformistami. Aż 81 procent uważało, że należy reformować, mimo że słowo „reforma" nie kojarzy się w Polsce najlepiej. Być może termin „rewolucja" kojarzy się jeszcze gorzej, w Polsce bowiem tylko 14 proc. badanych uważa, że rewolucja jest potrzebna, podczas gdy np. we Francji to 39 proc. Co charakterystyczne, we wszystkich krajach znikomy jest odsetek tych, którzy uważają, że zmiany potrzebne nie są.
Osobną kwestią jest wciąż gorąca w Europie sprawa imigracji. Choć zaledwie 6 procent badanych Polaków uważa, że to istotny problem, to aż 63 procent oczekuje, by UE wzmocniła kontrole na granicach i nie przyjmowała nielegalnych imigrantów. 26 procent opowiada się za unijnym instrumentem relokacji imigrantów w krajach członkowskich. To w całej badanej szóstce najostrzejsze stanowisko.
Zdecydowanie większe poparcie dla relokacji mają te państwa, dla których napływ cudzoziemców jest największym problemem: w Hiszpanii za relokacją opowiada się 55 procent badanych, we Włoszech – 50 proc.
Dla polskich elit pocieszające może być to, że Polacy w mniejszym stopniu niż inne nacje przewidują, iż może dojść w najbliższej przyszłości do silnych lub bardzo silnych starć społeczeństwa z elitami. Takiego zdania jest 50 proc. Polaków, 67 proc. Włochów, 72 proc. Hiszpanów, 65 proc. Niemców, 81 proc. Francuzów i 65 proc. Austriaków.