Napięcie przed trzeciomajowym wykładem Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim było budowane przez jego zaplecze przez wiele tygodni. Symboliczne przemówienie w Święto Konstytucji miało się stać przełomem w kampanii wyborczej, a zarazem czymś przełomowym w polskiej polityce.
Ale przewodniczący Rady Europejskiej znalazł się nieoczekiwanie w cieniu wystąpienia gospodarza piątkowej imprezy, redaktora naczelnego pisma „Liberté!" Leszka Jażdżewskiego, który w znacznie krótszym przemówieniu brutalnie zaatakował Kościół i katolików. – Ten, kto szuka transcendencji i absolutu w Kościele, będzie zawiedziony, ten, kto szuka moralności w Kościele, nie znajdzie jej. Ten, kto szuka strawy duchowej w Kościele, wyjdzie głodny. Polski Kościół zaparł się Ewangelii, zaparł się Chrystusa i gdyby dzisiaj Chrystus był ponownie ukrzyżowany, to prawdopodobnie przez tych, którzy używają krzyża jako pałki do tego, aby zaganiać pokorne owieczki do zagrody – mówił szef „Liberté!". – Dziś agendę tematów dnia układają nam czarnoksiężnicy, którzy liczą, że przy pomocy zaklęć i manipulacji złymi emocjami będą w stanie zdobyć władzę nad duszami Polaków – przekonywał, twierdząc, że Kościół przestał być autorytetem moralnym, gdyż dąży wyłącznie do władzy i pieniędzy, a nie potrafi się rozliczyć z afer pedofilskich.
Donald Tusk z kolei mówił: – W polityce nie może chodzić o to, aby ktoś kogoś pokonał i unicestwił. Ktoś może wygrać wybory, pokonać przeciwnika 26 maja, w październiku czy w listopadzie tego roku, ale będziemy dalej żyli w jednym kraju. Ale ktokolwiek będzie wygrywał wybory w przyszłości, nie może powiedzieć: „Wygrałem wybory, Polska jest moja, nie wasza, wykluczam was z tego zwycięstwa".
Tyle tylko, że przedstawiony przez przedmówcę Tuska hejterski atak na Kościół i katolików odbiera jego wystąpieniu wszelką wiarygodność. Tusk nie odciął się od tego, co mówił Jażdżewski, przez co autoryzował jego tezy. Wyglądał raczej na wilka, który przebrał się w owczą skórę i mówi o złych politycznych przeciwnikach, którzy Polaków dzielą. Każdy jednak, kto ma choć odrobinę politycznej pamięci, wie, że zasługi Tuska w dziele dzielenia Polaków są nie mniejsze niż jego głównego antagonisty Jarosława Kaczyńskiego.
TVP po swojemu nie mniej hejtersko zaatakowała Tuska, zestawiając jego zdjęcia z Hitlerem i Stalinem, jakby zupełnie nie zauważyła, że właściwie jego wystąpienie po tym, co powiedział Jażdżewski, straciło sens. Wynika to jednak z prawicowej obsesji na punkcie Tuska. Tyle tylko, że piątkowy wykład pokazał, iż ta obsesja jest zupełnie niepotrzebna. Jeśli Jażdżewski miał powiedzieć – jak twierdzi część prawicowych publicystów – to, czego nie wypadało mówić Tuskowi, by uderzyć w Wiosnę Biedronia, to znaczy, że zupełnie nie rozpoznał politycznych nastrojów w Polsce. Ostatnie sondażowe kłopoty Biedronia pokazują, że antyklerykalna agenda nie wystarczy jako polityczne paliwo, zaś walka między PiS a Koalicją Europejską rozegra się na środku boiska o niezdecydowanych i umiarkowanych wyborców. Obraźliwy język Jażdżewskiego takie centrum może raczej do opozycji zniechęcić.