Diagnozę „rak piersi” słyszy co roku niemal 16 tysięcy kobiet w Polsce. W zdecydowanej większości przypadków rozpoznaje się u nich nowotwór hormonozależny, tzw. podtyp luminalny A lub B. Charakteryzuje się on tym, że w jądrach komórek nowotworowych znajdują się receptory estrogenowe i/lub progesteronowe, co oznacza, że hormony (estrogeny) mają wpływ na postęp choroby - pod ich wpływem guz powiększa się. W leczeniu tego typu nowotworów wykorzystuje się możliwości terapii hormonalnej, czyli stosuje się leki, które oddziałują na receptor estrogenowy. Niestety nie na każdym etapie choroby jest to terapia wystarczająca.
W fazie rozsiewu
– Chociaż podtypy raka luminal A i B są najlepiej rokujące, to w przypadku części pacjentek dochodzi do uogólnienia się nowotworu, czyli pojawienia się odległych przerzutów raka piersi –wyjaśnia dr n. med. Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld z Kliniki Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Centrum Onkologii w Warszawie.
W sumie do rozsiewu nowotworu dochodzi u ok. 15 proc. pacjentek, co daje rocznie ok. 20 tysięcy nowych przypadków. Ok. 5-6 procent chorych zgłaszających się do onkologa już ma przerzuty. U niektórych pacjentek mogą pojawić się one znacznie później.
– Oczywiście bywają sytuacje, że pacjentki zbyt długo lekceważą obecność guza w piersi i w momencie, gdy docierają do lekarza, mają nowotwór zaawansowany, z odległymi przerzutami. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że nawet jeśli choroba zostanie wykryta we wczesnym stadium, to po kilku latach od zastosowania radykalnej terapii nowotwór może powrócić pod postacią przerzutów – głównie do kości, ale też do innych narządów – wyjaśnia dr n. med. Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld.
Nadal są szanse
Onkolodzy przyznają, że w leczeniu raka piersi dokonał się ogromny postęp. Pojawiły się nowe leki, tzw. inhibitory CDK4 /6, wydłużające okres, przez który pacjentka chorująca na nowotwór rozsiany może być leczona hormonoterapią, czyli stosunkowo mało toksyczną metodą.