Elektroniczne papierosy: szansa czy zagrożenie

E-papierosy nie są problemem, ale rozwiązaniem problemu – przekonywali eksperci i lekarze.

Publikacja: 05.10.2015 20:41

W debacie wzięli udział: Jerzy Jurczyński (eSmoking Institute), prof. Andrzej Sobczak ze Śląskiego U

W debacie wzięli udział: Jerzy Jurczyński (eSmoking Institute), prof. Andrzej Sobczak ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, Tomasz Latos, przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia, prof. Jan Lubiński z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego i prof. Gerry Stimson, wykładowca Imperial College London

Foto: materiały prasowe

E-papierosy są nowoczesną używką nikotynową i najbardziej obiecującym produktem redukującym szkodliwe następstwa palenia tytoniu. W przypadku tych produktów nie występuje proces spalania, a co za tym idzie, nie ma toksycznych substancji tworzonych w tym procesie. Nikotyna jest wprowadzana do organizmu w formie aerozolu z zawartością gliceryny lub glikolu propylenowego, a nie poprzez dym papierosowy.

Według szacunków z e-papierosów korzysta obecnie ok. 2 mln Polaków. W Polsce ta kategoria produktowa rozwija się w tempie ok. 30 proc. rocznie.

Restrykcyjny projekt

Polskie Ministerstwo Zdrowia przedłożyło niedawno do konsultacji projekt nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych, który ma dostosować krajowe prawodawstwo do wymagań dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/40/UE. Zawarło w nim znacznie bardziej restrykcyjne przepisy, niż przewiduje dyrektywa tytoniowa. I te bardziej restrykcyjne przepisy dotyczą właśnie elektronicznych papierosów. Ministerstwo Zdrowia proponuje na przykład wprowadzenie zakazu używania e-papierosów w miejscach publicznych, jednocześnie wskazując, że ich użytkownicy mogą z nich korzystać wyłącznie w wyznaczonych palarniach.

Ministerstwo chce również całkowitego zakazu sprzedaży e-papierosów przez internet na rynku wewnętrznym oraz zakazu kierowania komunikatów do konsumenta w punktach sprzedaży. Czy podejście bardziej restrykcyjne, niż wymaga dyrektywa unijna, ma sens w sytuacji, gdy z badań wynika, że elektroniczne papierosy są mniej szkodliwe od tradycyjnych wyrobów tytoniowych?

Aby poznać opinię ekspertów, „Rzeczpospolita" zorganizowała podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy debatę na ten temat.

– E-papierosy nie są papierosami. Ministerstwo Zdrowia, niestety, zdaje się nie zauważać tego faktu. To alternatywna, nowoczesna używka nikotynowa zastępująca wyroby tytoniowe – przekonywał Jerzy Jurczyński z eSmoking Institute. – Produkt narodził się poza dużymi koncernami i odniósł sukces. To wielka szansa dla systemu opieki zdrowotnej, do roku 2022 konsumpcja e-papierosów ma przekroczyć konsumpcję papierosów konwencjonalnych.

Wtórował mu poseł Tomasz Latos, przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia: – Na pewno e-papierosy są szansą. Najlepiej oczywiście w ogóle nie palić i nie popełniać błędów żywieniowych, ale tak nie będzie, to sytuacja idealna. Regulacje dotyczące papierosów są sprzed kilku lat i do e-papierosów się nie odnoszą. Kilka lat temu przyjęto restrykcyjne rozwiązania o papierosach konwencjonalnych – przyniosły oczekiwany skutek. E-papierosów tam nie było i do dzisiaj nie mamy regulacji. Przygotowując takie regulacje, trzeba patrzeć na badania dotyczące e-papierosów. Nie wolno traktować ich użytkowników tak jak palaczy tytoniu. Czas najwyższy, abyśmy mieli nad tymi produktami i tym rynkiem kontrolę, ale rozwiązania prawne powinny powstać nie na kolanie, lecz w wyniku rzetelnej dyskusji ze wszystkimi zainteresowanymi środowiskami – w tym przede wszystkim środowiskami naukowymi. W przyszłej kadencji parlamentu posłom przyjdzie się zmierzyć z tym wyzwaniem.

Naukowcy mówią: tak

Opinię części środowiska naukowego przedstawił prof. Andrzej Sobczak ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach i Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu. – E-papierosy stosowane są od dziesięciu lat. To dużo czasu, żeby je zbadać. Nie zawierają tytoniu, ale nikotynę. Zabójczy jest głównie tytoń zawierający substancje smoliste, a nie nikotyna – podkreślał prof. Sobczak. – Rzetelne badania e-papierosów prowadzimy w Polsce od dziesięciu lat w dwóch kierowanych przeze mnie zespołach. Dzisiaj mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że wyniki tych badań potwierdzają, iż e-papierosy są o wiele mniej szkodliwe niż papierosy konwencjonalne. Nie mamy w nich praktycznie żadnych substancji rakotwórczych.

W podobnym duchu wypowiadał się również prof. Jan Lubiński, kierownik Zakładu Genetyki i Patomorfologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. – Dostępne doniesienia naukowe są budujące, rzeczywiście przemawiają za tym, że e-papierosy są nadzieją dla ludzi, którzy się uzależnili od papierosów konwencjonalnych. Cieszę się, kiedy nasi pacjenci z grup wysokiego ryzyka nowotworów tytoniozależnych sięgają po e-papierosy. Nie rozumiem jednak, czemu firmy nie decydują się na zrobienie zwykłej, prostej próby klinicznej, do tej pory mamy próby jedynie pośrednie. Taka próba przecięłaby dyskusje.

Próbą właśnie takiego obiektywnego ujęcia problemu e-papierosów jest przedstawiony właśnie przełomowy raport brytyjskiej agencji rządowej ds. zdrowia publicznego Public Health England. Przedstawia on wyniki badań, które stwierdzają, że używanie papierosów elektronicznych może ograniczyć ryzyko negatywnych skutków zdrowotnych u palaczy o 95 proc.

– Badania brytyjskie udowadniają, że e-papierosy są mniej szkodliwe – podkreślał prof. Gerry Stimson, wykładowca Imperial College London, a także współorganizator Światowego Forum Nikotynowego. – Powinny pojawić się nakłady na badania ze strony rządowej i w Polsce, i w innych krajach. Czemu rządy tego nie badają? Zupełnie tego nie rozumiem. Badają i normują wodę w butelkach, a czegoś, czego używają miliony osób, nie chcą zbadać. Badania za pieniądze samych firm nie zostaną uznane za wiarygodne. Warto, aby niezależne placówki badawcze za pieniądze i firm, i rządu podjęły takie badania.

Będzie zdrowiej?

Na brak rzetelnych badań niezależnych instytucji skarżył się również Jerzy Jurczyński. – Skąd ta nieszczęśliwa nazwa „e-papieros"? Nie ma w nim ani spalania, ani tytoniu. Miała być ona tylko drogowskazem dla konsumentów tradycyjnych papierosów, aby sięgali po e-papierosy. Nas bowiem nie interesują osoby niepalące. Interesują nas palacze. Ponad 30 proc. palaczy papierosów tradycyjnych jest zainteresowanych tą kategorią produktów. Mamy w Polsce projekt nowej ustawy tytoniowej odnoszącej się do dyrektywy tytoniowej. Nie wolno ich sprzedawać młodym osobom i z tym się zgadzamy. Szkoda jednak, że projekt polskiej ustawy nie został poprzedzony żadnymi badaniami ani rzetelnymi konsultacjami ze środowiskiem naukowym. Dla przykładu rząd brytyjski najpierw zamówił przegląd stanu wiedzy o e-papierosach. My wysłaliśmy ten raport do ministerstwa. Tylko badania mogą być podstawą do regulacji, a nie mity i uprzedzenia. E-papierosy nie są problemem, lecz jego rozwiązaniem.

– Palenie tytoniu to główna przyczyna zachorowań na nowotwory i na choroby układu krążenia. Nowotwory płuca, krtani, trzustki są tytoniozależne, więc gdy nie palimy tytoniu, to nie będzie raków – uważa prof. Lubiński, który jednak podkreślał, że ciągle jesteśmy przed badaniami klinicznymi. – Nie chcę mieć klasycznych palaczy. Bo nie chcę mieć palaczy z nowotworami. Uważam, że powinniśmy e-papierosy chronić, żeby zastępowały konwencjonalne papierosy. Intuicyjnie myślę, że są one faktycznie mniej szkodliwe, ale konieczne są badania kliniczne.

– Bardzo mało młodych ludzi pali e-papierosy w Wielkiej Brytanii. Cała ta grupa to ci, którzy już korzystali z normalnych papierosów. Statystyki e-papierosów rosną, spada liczba palaczy papierosów konwencjonalnych. I to pokazuje, że e-papierosy są niezwykłą szansą dla zdrowia publicznego – komentował prof. Stimson.

Palacze nie palą

Uczestnicy debaty podkreślali również, że szkodliwym mitem jest przekonanie, iż używanie e-papierosów prowadzi do palenia zwykłych papierosów.

– Nie mamy w tym żadnego interesu, żeby rosło kolejne pokolenie palaczy. 95 proc. użytkowników w wieku 18–65 to są osoby, które wcześniej paliły normalne papierosy – mówił Jerzy Jurczyński.

– Ministerstwo Zdrowia nie chce z nami dyskutować, twierdząc, że to jest papieros. Traktują papierosy elektroniczne jak piąte koło u wozu, które najlepiej zlikwidować – skarżył się prof. Sobczak.

Jednak najwięcej emocji budziły projekty nowych przepisów, które mogą ukrócić popularność e-papierosów. – Ministerstwo Zdrowia przedłożyło do konsultacji projekt nowelizacji, który wykracza poza dyrektywę, dodając rozwiązania, które postawią e-papierosy w gorszej sytuacji – ostrzegał Jurczyński. – Zbliżono e-papierosy do produktów powiązanych z tytoniem. Dyrektywa mówi jednak, że nie należy przez regulacje krajowe budować przekonania, iż papierosy tradycyjne i e-papierosy to to samo.

Tymczasem w tym projekcie są zapisy, aby np. stworzyć definicję „palenia papierosów elektronicznych". W ślad za tym użytkowników e-papierosów chce się zamknąć w palarniach i zrównać ich z palaczami papierosów konwencjonalnych. Przewidywany jest nawet zakaz informacji o e-papierosach dla konsumenta w punktach sprzedaży. Dzisiaj większość e-papierosów jest sprzedawana w sklepach specjalistycznych.

Zdaniem uczestników debaty te przepisy spowodują, że wylejemy dziecko z kąpielą. Ministerstwo przez rok od uchwalenia dyrektywy nie zleciło w Polsce żadnych analiz i badań. – Dlatego wysłaliśmy mu ponad 1000 stron wydruków z badań z całego świata – informował Jerzy Jurczyński.

Przemysł jest gotowy

– Dane z całego świata zawarte w tych wynikach badań są identyczne. Im większa liczba e-palaczy, tym szybciej spada liczba palaczy papierosów zawierających tytoń – mówił. – Czy to nie najlepszy dowód na to, że to dobre rozwiązanie dla zdrowia publicznego? Przyznało to nawet samo ministerstwo w oficjalnych dokumentach. Czy to nie paradoks? Zamknięci nową tzw. ustawą tytoniową w palarniach użytkownicy e-papierosów powrócą w części do starych nawyków, do palenia papierosów tradycyjnych. Skoro kiedyś ustawodawca uznał piwo za mniej szkodliwe od alkoholi mocniejszych i pozwolił je reklamować, czemu nie chce zrobić tak samo z e-papierosami? Przecież mamy tutaj do czynienia z oczywistą zasadą proporcjonalności i ogromnym potencjałem strategii redukcji szkód wywoływanych przez nałóg tytoniowy.

Jurczyński wskazywał również na inne niż zdrowotne korzyści płynące z upowszechnienia się e-papierosów. – Jest też wymiar ekonomiczny tego tematu, czyli rozwój rynku e-papierosów i nowe miejsca pracy, badania, korzyści zdrowotne w wymiarze populacji – przekonywał. – Jako przemysł jesteśmy gotowi iść krok dalej, jesteśmy gotowi do wytwarzania w Polsce płynnej nikotyny. Wierzę, że wszyscy w końcu zrozumieją, że nikotyna uzależnia, ale to dym tytoniowy zabija.

E-papierosy są nowoczesną używką nikotynową i najbardziej obiecującym produktem redukującym szkodliwe następstwa palenia tytoniu. W przypadku tych produktów nie występuje proces spalania, a co za tym idzie, nie ma toksycznych substancji tworzonych w tym procesie. Nikotyna jest wprowadzana do organizmu w formie aerozolu z zawartością gliceryny lub glikolu propylenowego, a nie poprzez dym papierosowy.

Według szacunków z e-papierosów korzysta obecnie ok. 2 mln Polaków. W Polsce ta kategoria produktowa rozwija się w tempie ok. 30 proc. rocznie.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Zdrowie
Leki nie działają u chorych, którzy ich nie przyjmują
Zdrowie
Prof. Pruszczyk: Dostawianie ławek to za mało. Odbudujmy wspólnotę akademicką
Zdrowie
Bolesław Samoliński: Potrzeba prawdy w ochronie zdrowia
Zdrowie
Nasz cel to stały postęp w leczeniu
Zdrowie
Tatuowanie może doprowadzić do chłoniaka. Inspektorzy ostrzegają przed niebezpiecznymi atramentami