Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", od wtorku 23 maja na rynku doradztwa podatkowego w Polsce znów zaistnieje marka Andersen. Ma to być część realizowanego od kilku lat powrotu tej niegdyś wielkiej audytorsko-doradczej firmy. Działała jako Arthur Andersen do 2002 r., czyli skandalu związanego ze współudziałem w fałszowaniu wyników koncernu Enron, który też upadł.
Zła sława poczynań audytu tej firmy nie zaszkodziła 23 amerykańskim partnerom z jej działu doradztwa podatkowego. Założyli kancelarię WTAS, przemianowaną potem na Andersen Tax, i częściowo odbudowali jej sieć. Dziś firma ma biura w 64 krajach i zatrudnia łącznie ponad 2 tys. osób. Dla porównania każda z firm z tzw. wielkiej czwórki zatrudnia po ok. 180–240 tys. osób. Dzisiejszy Andersen to zatem jedynie cień dawnego giganta.
Marka to nie wszystko
Czy Andersen ma szansę na wielkie odrodzenie? Próbowaliśmy zapytać o to przedstawicieli czterech największych firm doradczych, ale nie chcieli komentować poczynań konkurencji.
Za to inni znawcy rynku zwracają uwagę, że zbudowanie firmy o skali „wielkiej czwórki" to zadanie niezwykle trudne i czasochłonne.
– Były już próby zbudowania piątej firmy w oparciu o liczące się firmy audytorskie, ale spełzły na niczym – zauważa Tomasz Michalik, doradca podatkowy i partner w kancelarii MDDP. – Zła sława marki Arthur Andersen wzięła się z niepełnej rzetelności zawodowej i to do dziś kładzie się na niej cieniem. Będę się z zainteresowaniem przyglądał rozwojowi „nowego" Andersena, ale nie wróżę mu powrotu do dawnej wielkości – dodaje Michalik.