Zamiast wziąć się do żmudnej adwokackiej roboty – pisania pozwów, zbierania dowodów, obmyślania taktyki procesowej – wykonał manifestację. Tylko po co, skoro w sądzie na pewno mu ona nie pomoże.W adwokackiej czy radcowskiej todze nierzadko pojawia się widywany wcześniej w telewizji czy gazetach polityk, wysokiej rangi urzędnik czy funkcjonariusz. Nie ma w tym nic złego, przeciwnie – szkoda, że wielu znanych kiedyś adwokatów po zasmakowaniu polityki nie wraca do swojej profesji.
– Być może zdają sobie sprawę, że w naszym zawodzie pracuje się niełatwo – konstatuje adwokat Jerzy Naumann.
Jak sobie radzi prawnik, były polityk, to jego sprawa i klientów. Jego działalność rzutuje jednak też na obraz sądownictwa. Nie przypadkiem więc zwraca się uwagę nie tylko na to, jak sobie radzi w nowej roli, ale i kogo bądź czego broni. I jak reaguje na niego sąd.
– Po tym, co widziałem w parlamencie, występowanie na sali sądowej jest dla mnie znacznie łatwiejsze – opowiada adwokat Henryk Dzido, były senator (Samoobrony). – Od adwokata, byłego polityka oczekuje się jednak wyższego profesjonalizmu, inaczej jest klapa. Musi starannie unikać okazywania, że był politykiem. Niektórzy sędziowie nie kryją sympatii, są jednak tacy, którzy nie zmarnują okazji, by przećwiczyć takiego pełnomocnika. Na szczęście nie przekłada się to na wyroki – dodaje.
Tego przełożenia jednak nie znamy. Przecież wynik procesu to nie tylko rozstrzygnięcie w tę czy w tamtą stronę. Są też tzw. wyroki salomonowe (trochę dla każdej ze stron), są wreszcie sprawy, w których prawo sędziowskie (uznanie samego sędziego) ma ogromne, jeśli nie decydujące, znaczenie. Należą do nich właśnie sprawy o ochronę dóbr osobistych (zniesławienie) przeciwko prasie, jakie zapowiada Roman Giertych. Sędzia za potknięcie dziennikarza może nakazać jednozdaniowe przeprosiny, ale też wykupienie połowy gazetowej strony. Może zasądzić 20 tys. zł zadośćuczynienia, 2 tys. zł bądź nic. I każdy taki wyrok da się sensownie uzasadnić.