– Wyniki pierwszej tury pokazują, że głosy Polonii złożą się na dużo więcej niż przysłowiowy języczek u wagi – mówi Przemek de Skuba Skwirczyński, brytyjski radny, działacz na rzecz Polonii i kandydat na posła z 2015 roku. Jego zdaniem z powodu niewielkiej prognozowanej różnicy między Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim zadecydują one o wyniku drugiej tury.
Na drodze mogą stanąć jednak formalności. Poniedziałek o północy to termin na dopisanie się do spisu tych wyborców, którzy nie zarejestrowali się przed pierwszą turą. Dotyczy to tylko wyborców głosujących korespondencyjnie, bo ci, którzy zamierzają oddać głos osobiście, mają czas do 9 lipca. Problem w tym, że w niektórych dużych skupiskach Polonii głosować można wyłącznie korespondencyjnie. W pierwszej turze były to m.in. Wielka Brytania, Francja, Włochy, Niemcy i Stany Zjednoczone.
O tym, że czasu jest zdecydowanie za mało, przekonuje de Skuba Skwirczyński. – Konsulaty oraz wolontariusze wykonują prawdziwie heroiczną pracę przy wyborach, ale niestety terminy są bardzo krótkie i wymagają zdecydowanej mobilizacji wyborczej Polonii – komentuje.
Dlaczego okienko jest tak niewielkie? PKW sprawy nie chce komentować. – Wybory za granicą organizuje MSZ – ucina rzecznik PKW Tomasz Grzelewski. MSZ twierdzi z kolei, że nie ma dużego pola manewru, bo termin wynika wprost z ustawy o szczególnych zasadach organizacji wyborów, przyjętej w czerwcu przez Sejm.
W obozie Rafała Trzaskowskiego panuje przekonanie, że celowo ustanowiono tak krótki termin, by utrudnić głosowanie za granicą. – Rejestrujcie się dzisiaj. Macie czas do godz. 24. Jeżeli zależy wam na przyszłości waszej rodziny, jeśli zależy wam na Polsce, idźcie głosować. Ten rząd rzucał kłody pod nogi wszystkim, którzy żyją poza Polską. Nie dajcie się oszukać – zaapelował w poniedziałek w mediach społecznościowych.