[b]Co pan odpowiada, gdy pytają o przegrany mecz z Japonią w Sanoku i stracone szanse olimpijskie?
Mariusz Czerkawski:[/b] Nie zgadzam się, gdy padają takie słowa jak kompromitacja, bo o takiej nie ma mowy. Próbuję tłumaczyć, że tak naprawdę nowy trener Szwed Peter Ekroth miał zaledwie dziesięć dni treningowych, by przygotować drużynę do tej imprezy, że Japończycy mają w swoim kraju 20 tysięcy zarejestrowanych zawodników, a my dziesięć razy mniej, że tam jest 120 krytych lodowisk i drugie tyle odkrytych, a my mamy zaledwie 20, że oni od kilku lat walczą z najlepszymi w mistrzostwach świata, a my dopiero dobijamy się do elity. To są fakty i trudno z nimi dyskutować.
[b] Jak jeszcze można wytłumaczyć kolejną porażkę polskiego hokeja, którego na igrzyskach nie ma od 1992 roku? [/b]
Ostatnie kilkanaście lat pokazało, że z polskim sportem nie jest najlepiej. Na zmianach ustrojowych niektóre dyscypliny zyskały, inne straciły, odeszły w cień. Tak jest z hokejem. Kiedy zabrakło państwowego mecenatu i pieniędzy, które płynęły z kopalń, okazało się, że król jest nagi. Sąsiedzi zza miedzy, Czesi i Słowacy, są w innej sytuacji. U nich to sport narodowy, mają sprawdzony system szkolenia młodzieży, mocną ligę i sukcesy, które napędzają sprawnie funkcjonujący mechanizm. Ale tam są lodowiska przy szkołach i prawie w każdej wsi, nie mówiąc o miejskich i klubowych. U nas na palcach jednej ręki można policzyć duże miasta, gdzie jest jedno kryte lodowisko. W Warszawie mamy tylko Torwar. I jak tu mieć mocarstwowe ambicje.
[b] A może Polacy nie mają talentu do najszybszej zespołowej gry? [/b]