Rezolucję poparło 14 z 15 członków Rady. Jedynie USA wstrzymały się od głosu, podkreślając jednocześnie, że zgadzają się z ogólnymi założeniami dokumentu. A założenia te sprowadzają się do natychmiastowego wstrzymania ognia przez obie strony, wycofania izraelskiego wojska ze Strefy Gazy, otwarcia tego terytorium dla pomocy humanitarnej oraz wstrzymania przemytu broni dla Hamasu.
Na reakcję radykalnej organizacji nie trzeba było długo czekać. – Chociaż to my jesteśmy głównym aktorem w Strefie, nikt nie konsultował z nami tej rezolucji. Ona nie bierze pod uwagę naszej wizji ani interesów naszego narodu – ogłosił rzecznik Hamasu Ajman Taha. Podobne stanowisko zajął Izrael. – Izrael nigdy nie zgodzi się na to, żeby jakieś międzynarodowe ciało odbierało mu prawo do obrony własnych obywateli – powiedział premier Ehud Olmert. – Nasza armia będzie kontynuowała operację. Na nasz kraj nadal spadają rakiety, co jest dowodem na to, że ta rezolucja jest niepraktyczna – podkreślił.
Niewykluczone jednak, że podobne wypowiedzi są tylko zasłoną dymną mającą przykryć rzeczywiste intencje obu stron. W piątek do Kairu udał się przedstawiciel rządu Izraela, aby przeprowadzić rozmowy na temat projektu zawieszenia broni przygotowanego przez Egipt i Francję. Jak podały lokalne media, dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie w Kairze pojawiła się delegacja Hamasu. Obie strony starają się, żeby porozumienie spełniało ich postulaty. Hamas chce zniesienia blokady Strefy, a Izrael uszczelnienia jej granicy z Egiptem. Na przykład przez rozlokowanie tam sił międzynarodowych. Na to jednak nie bardzo ma ochotę Egipt, który zapewnia, że sam jest w stanie podołać temu zadaniu.
W Gazie przez cały piątek trwały walki. Liczba zabitych Palestyńczyków wzrosła do blisko 800; jest wśród nich wiele kobiet i dzieci. Izraelczycy stracili dziesięciu żołnierzy i czterech cywilów.