Obok nielicznych pododdziałów WP i ludności cywilnej dzielnie walczyła w obronie Grodna młodzież szkolna, a nawet dzieci. Szczególną rolę odegrali harcerze rekrutujący się z miejscowych szkół gimnazjalnych oraz zawodowych pod dowództwem komendanta Hufca Szarych Szeregów Brunona Hlebowicza. Dzięki swemu zapałowi do walki i patriotyzmowi byli oni niezwykle cennymi żołnierzami. Najlepiej odzwierciedlają obraz tych wydarzeń wspomnienia uczestników walk. G. Lipińska relacjonuje: „O świcie wjeżdża na most olbrzymi czołg, przerywa bez trudu nasze zapory, za nimi drugi, trzeci, czwarty. Trzepocą na nich czerwone chorągiewki, na pierwszym czołgu bukiet kwiatów, gdzieś go kwiatami przywitano, ale nie w Grodnie”.
Tak wspomina początki walki żołnierz i harcerz z oddziału pchor. B. Chlebowicza J. Siemiński: „Bój o miasto z pancernymi siłami radzieckimi rozpoczął strzelec Sławomir Werakso, rzucając pod nadjeżdżający czołg wiązkę granatów... Pierwszy czołg spalono za pomocą butelek benzynowych przy ul. Mostowej, już obok koszar wojskowych.. Następny trafiony został pociskiem działa przeciwlotniczego strzelającego pociskami przeciwpancernymi z ul. Mostowej w kierunku ul. Lipowej. Na ulicy Lipowej obok budynku Szkoły Powszechnej im. St. Żeromskiego ogniem karabinowym uszkodzono także samochód pancerny... Z harcerzy ochotników pospiesznie utworzono cztero-, pięcioosobowe patrole z zadaniem niszczenia czołgów butelkami wypełnionymi benzyną oraz granatami. Butelki z benzyną naprędce przygotowano w piwnicach koszarowych, skąd łącznicy i łączniczki dostarczali je na pole walki”.
Władysław Dobrzeniewski, policjant z Grodna, relacjonuje: „Udane zniszczenie pierwszego czołgu stało się podnietą do dalszej akcji, zapotrzebowanie na butelki z benzyną wzrosło. I wkrótce widać wyniki tej akcji. Drugi czołg unieruchomiony na ulicy Dominikańskiej.... Trzeci na ulicy Hoovera..., czwarty na placu Batorego, piąty na ul. Mostowej i szósty na ul. Skidelskiej...”.
G. Lipińska pisze: „W godzinę po zwycięskiej walce z czołgami wroga w Grodno biją armaty. Pod osłoną ich strzałów do miasta wdziera się nowa fala czołgów, za nimi piechota sowiecka. I znowu dwa czołgi palą się na rogu Dominikańskiej i Brygidzkiej, tym razem trafione przez uczniów gimnazjalnych. Ginie przy tym 16-letni Janusz Budzanowski, syn posła ziemi grodzieńskiej”. Po całodziennych ciężkich walkach 20 września miasto zostało utrzymane.
Na 21 września Sowieci przygotowali nową taktykę prowadzenia walki. Do opanowania miasta przeznaczonych zostało około 100 czołgów i samochodów pancernych. Rankiem 21 września po przygotowaniu artyleryjskim oddziały sowieckie ruszyły do natarcia. Zaatakowano z południowego zachodu, południa i południowego wschodu. Nocą część polskich pododdziałów zajęła stanowiska obronne w przygotowanych wcześniej okopach. Okop obronny przecinający ulicę Podolną w pobliżu koszar 81 pp. został obsadzony przez harcerską drużynę pod dowództwem B. Hlebowicza.
Walki toczyły się z różnym natężeniem i skutkiem, a także próbą stosowania przez niektóre załogi sowieckich czołgów żywych tarcz. Tak opisuje G. Lipińska tragiczną historię 13-letniego obrońcy Grodna Tadka Jasińskiego: „Śmiercionośna maszyna toczy się naprzód, a ja stępiała na wszystko lecę prosto na nią. Przeraźliwy zgrzyt... Czołg staje tuż przede mną. Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowane, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista. W dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam... Dla mnie on nie istnieje, widzę tylko oczy dziecka pełne strachu i męki. I widzę, jak uwolnione z więzów ramionka wyciągają się do nas z bezgraniczną ufnością. Wysoka Danka jednym ruchem unosi dziecko z czołgu i składa na nosze. Ja już jestem przy jego głowie. Chwytamy nosze i – pozostawiając oniemiałych naszym zuchwalstwem oprawców – uciekamy w stronę szpitala. Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych... i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. – Chcę mamy – prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał... wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski. Bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach”.