[b]Rz: Jak na Ukrainie jest dziś postrzegany dzień 17 września 1939 roku?[/b]
Ołeksandr Palij: Ukraina nie sformowała dotąd jednoznacznego stanowiska wobec tej daty. Poglądy w tej kwestii bywają rozbieżne. Wszyscy są natomiast zgodni, że włączenie Ukrainy zachodniej do Ukraińskiej SRR było procesem znacznie głębszym, niż po prostu wynik akcji zbrojnej czy nawet formalny akt prawny. Ukraińskie społeczeństwo jest nastawione wrogo do totalitaryzmu i przemocy wojskowej i dlatego napaść ZSRR na Polskę, tym bardziej – dokonana wspólnie z faszystowskimi Niemcami – nie mogła i nie może się cieszyć naszym poparciem.
[b]Ukraińscy politycy i historycy chętnie mówią o dwudziestoleciu międzywojennym jako o „polskiej okupacji” Galicji i Wołynia. To ma poważne konsekwencje: polska mniejszość na Ukrainie bywa widziana jako okupanci. Czy jest szansa na przyznanie, że Lwów jest rodzinnym miastem i dla Ukraińców, i dla Polaków?[/b]
Na dzisiejszej Ukrainie nikt nie traktuje polskiej mniejszości jako okupantów. Nie mamy problemów z Polską. Nawiązaliśmy dobre stosunki, szczególnie w latach 90. Ukraińcy nie żywią nienawiści zarówno do Polaków, jak i do Rosjan czy Niemców. W tym przypadku można mówić o naszym zdrowym rozsądku i tolerancji, choć wobec Stalina przeważają emocje negatywne. Co zaś się tyczy Lwowa – to miasto jest otwarte zarówno dla Polaków, jak i innych obywateli Unii Europejskiej.
Polacy zapewne wiedzą, że Lwów został założony przez ukraińskiego księcia Daniłę Halickiego. Ukraińscy książęta byli założycielami także innych miast, np. Przemyśla czy Chełma. W Galicji Ukraińcy stanowili przed wojną większość mieszkańców. Moim zdaniem przebieg obecnej granicy jest optymalny zarówno z punktu widzenia historii, jak i ze zdrowego rozsądku. A jeśli chodzi o sentymenty, to Polacy i Ukraińcy mają pełne prawo odwiedzać miasta, które uważają za bliskie.