Vedad Ibisević ma 25 lat i zdobywa gole średnio w co drugim meczu Bundesligi. Edin Dżeko jest młodszy od Ibisevicia o dwa lata i jeszcze skuteczniejszy. Zvjezdan Misimović, rocznik 1982, czyli rówieśnik naszych mistrzów Europy do lat 19 z drużyny Michała Globisza, nie strzela tak często jak oni dwaj, ale jest królem asyst. Razem z Dżeko i Brazylijczykiem Grafite poprowadził w ostatnim sezonie Wolfsburg do mistrzostwa Niemiec. Dziewiętnastolatek Miralem Pjanić to jeden z tych, którzy odbudowują właśnie potęgę Olympique Lyon. W Lidze Mistrzów ma już w tym sezonie dwa gole i trzy asysty.
Oni wszyscy będą w "sforze głodnych wilków" - cytując trenera Miroslava Blażevicia - która rzuci się w Zenicy na Portugalczyków od pierwszej minuty. - My nie potrzebujemy waszego wsparcia. My potrzebujemy potężnego ryku z trybun, by presją zgnieść Portugalczyków - mówił do kibiców Blażević. A oni potraktowali go nazbyt serio i nie czekali aż portugalscy piłkarze wybiegną na stadion Bilino Polje. Zaatakowali ich już na lotnisku w Sarajewie, krzycząc, plując i kopiąc bagaże. A dziś zapewnią jeszcze gorętszy wieczór, dopingując piłkarzy, z których połowa wychowała się poza Bośnią, a niektórzy znają ją tylko ze zgrupowań kadry i opowiadań. Ibisević grał w zawodowych klubach Szwajcarii, USA, Francji i Niemiec, ale w bośniackim nigdy. Pjanić pierwszy raz kopnął piłkę w Luksemburgu. Misimović i Zlatan Bajramović urodzili się i wychowali w Niemczech. W przeciwieństwie do pewnego bardziej znanego Zlatana, urodzonego w Szwecji syna Bośniaka i Chorwatki, obaj zdecydowali się grać dla pierwszej ojczyzny ojców, a nie przybranej. Dla 4,5-milionowego kraju, który od rozpadu Jugosławii nigdy nie grał w żadnym wielkim turnieju.
- Oni mają więcej piłkarzy niż my mieszkańców - mówił Blażević przed meczem z Turkami w kończących się właśnie eliminacjach. A potem jego piłkarze odesłali Turcję do domu. Teraz chcą wyrzucić z mundialu Cristiano Ronaldo i jego Portugalię. Kontuzjowany Cristiano znów będzie tylko widzem, tak jak w sobotę, gdy w Lizbonie Portugalczycy wygrali 1:0, a Bośniacy trzy razy trafiali w poprzeczkę i słupek. Jeśli tym razem szczęście nie będzie czuwało nad Portugalią, zabraknie jej w wielkim turnieju pierwszy raz od 1998.
Równie gorąco jak w Zenicy ma być w Paryżu , bo po pierwszym meczu Irlandii z Francją piłkarzom zostało dużo niewyrównanych rachunków, nie tylko tych liczonych w golach. Lassana Diarra, którego Irlandczycy wskazują jako głównego prowokatora w sobotnim spotkaniu w Dublinie, mówi że to tylko histeria pokonanych, i nawet ich rozumie, ale on nic złego nie zrobił. W sobotę przewagę dał Francuzom rykoszet po strzale Nicolasa Anelki, w rewanżu wciąż wszystko jest możliwe. Podobnie będzie w Mariborze, gdzie Słoweńcy mają odrabiać stratę z pierwszego meczu w Moskwie. Słoweńcy to taka drużyna, która nigdy nie gra u siebie: zawsze czeka co zrobi rywal i żywi się jego błędami. Jeśli w Mariborze będzie kontratakować skuteczniej niż w Moskwie, to w mistrzostwach świata może zabraknąć nie tylko Cristiano Ronaldo czy Deco, ale też kilku rosyjskich pereł, z Andriejem Arszawinem na czele. W ostatniej parze europejskich baraży Ukraina po bezbramkowym remisie w Grecji podejmuje rywali w Doniecku i czekanie na gole aż do serii rzutów karnych nie jest wykluczone.
[ramka][b]Baraże o mundial 2010 (skróty spotkań o 23 w Eurosporcie) [/b]