Na rozprawę kasacyjną do stolicy przyjechało wczoraj z Grodna i okolic około 100 zwolenników Andżeliki Borys, szefowej nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi. Kilkudziesięciu osobom udało się wejść do sali, reszta czekała na werdykt pod gmachem sądu.
W odróżnieniu od poprzednich odsłon walki o Dom Polski w Iwieńcu wczoraj milicja nie urządziła łapanek na drodze do Mińska. Dzięki temu na rozprawę szczęśliwie dotarło całe kierownictwo ZPB, włącznie z Andżeliką Borys. Niemal wszyscy członkowie zarządu otrzymali w przeddzień rozprawy wezwania na przesłuchanie w czwartek w Grodnie, mimo to zdecydowali się jednak na wyjazd do Mińska.
Pół godziny po rozpoczęciu rozprawy z gmachu sądu zaczęli wychodzić ci, którym udało się wejść do środka. Owacji nie było, bo już z wyrazu ich twarzy można było wywnioskować, jaki zapadł werdykt. – To prawomocna decyzja, ale nie mogę z nią się zgodzić – powiedział „Rz” Aleksander Galijew, adwokat wyrzuconej z Domu Polskiego wieloletniej dyrektorki tej placówki Teresy Sobol. Podczas rozprawy przedstawiciele prorządowego ZPB Siemaszki oświadczyli, że nie mają żadnych pretensji do pani Sobol. Zdaniem adwokata stanowiło to wystarczającą podstawę do oddalenia pozwu.
Rozczarowania werdyktem nie krył przyglądający się procesowi przedstawiciel polskiej ambasady w Mińsku, konsul Marek Martinek. W rozmowie z „Rz” dyplomata ujawnił, że białoruskie sądy nie chcą przyjąć pozwu naszej ambasady dotyczącego sprzętu, w jaki dzięki jej pomocy wyposażono Dom Polski w Iwieńcu. Konsul zapewnił jednak, że placówka nie zaprzestanie prób odzyskania sprzętu drogą sądową.
Jak poinformował portal Biełorusskij Partizan, do ambasady polskiej wpłynął list otwarty skierowany do władz Polski, podpisany przez 24 tysiące białoruskich Polaków wspierających w konflikcie o ZPB reżim w Mińsku. Treść listu nie została ujawniona.