W telewizyjnych spotkaniach grają nawet mury

O tym co zadecyduje o wygranej w niedzielnej debacie Kaczyńskiego z Komorowskim opowiada Eryk Mistewicz, konsultant polityczny.

Publikacja: 25.06.2010 22:05

Eryk Mistewicz

Eryk Mistewicz

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]Czym może w tej debacie zaskoczyć Bronisław Komorowski?[/b]

Obaj mogą zaskoczyć dokładnie tym samym.

[b]To znaczy?[/b]

I jeden, i drugi idą tam po to, by opowiedzieć historię, która później będzie się rozchodziła dalej. Idą, aby te kilkanaście sekund, które z godzinnego starcia będą powtarzane, które będą rezonowały wśród wyborców, dały właśnie im, a nie ich konkurentowi, zwycięstwo.

[b]Adam Łaszyn zajmujący się przygotowywaniem polityków twierdzi, że debata jest testem osobowości. Jak w takim teście będą wypadać obaj kandydaci?[/b]

To jednak coś więcej. Różnica między Bronisławem Komorowskim a Jarosławem Kaczyńskim jest niewielka. Działają bardziej skomplikowane mechanizmy. Zadanie kandydatów w debacie to pociągnięcie za sobą niezdecydowanych, wręcz niezainteresowanych polityką.

[b]Jak to „pociągnięcie”?[/b]

Następnego dnia widzowie rozprawiać będą o tym, kto zwyciężył, i w jaki sposób ten drugi przegrał, nie potrafiąc wyprowadzić kontry. Z badań wynika, że faux pas w debacie może zmienić nawet o kilkanaście procent preferencje wyborcze. Czyli de facto wskazać zwycięzcę wyborów.

[b] Debata jest wygrana przed jej rozpoczęciem – mówił pan w poprzednim wywiadzie dla „Rz”. Czy pan nie przesadza?[/b]

Decydują setki szczegółów. Celem jest wpłynięcie na odbiór kandydata przez widza i zdekoncentrowanie rywala, jak choćby zrobił to Bronisław Komorowski w debacie przed pierwszą turą. Ale jednocześnie musi to być frapujące show, dobry spektakl, o którym później chce się rozmawiać.

[b]Co zrobił Komorowski?[/b]

To, co kilku kandydatów na świecie przed nim. Przyszedł, wcześniej zapewniwszy, że nie przyjdzie. Proste, skuteczne, na tyle dekoncentrujące prezesa PiS, że stracił on pierwszą połowę debaty. W książce „Anatomia władzy” pokazuję zresztą, że sposobów, aby wygrać, zanim debata się rozpocznie, jest mnóstwo. Organizacja i wygrywanie takich spotkań to dziś przemysł.

[b]Co jest najważniejsze w przygotowaniu polityka do tego widowiska oprócz wymyślenia sposobu na zdenerwowanie konkurenta?[/b]

Decydować będzie to wszystko, o czym sztabowcy jednej ze stron zapomną w negocjacjach. Sposób kadrowania, praca kamery, odległość między kandydatami i zajęte miejsca, tło za nimi, sposób oświetlenia, sposób organizacji studia... Setki detali. Choćby to, czy realizator utrzymuje kamerę na osobie, która w tej chwili mówi, czy też dopuszczono pokazywanie w tym momencie konkurenta.

[b]Dlaczego to ma znaczenie?[/b]

Celem jest rozbicie przekazu. Miną, grymasem, gestem. W debacie grają nawet mury.

[b]Jak to mury?[/b]

Pamiętny elementarny błąd ekipy Jarosława Kaczyńskiego w 2007 r. i rozbicie jego opowieści hałaśliwą widownią Platformy. Ten błąd zadecydował o wyborczej przegranej PiS.

Jak by wyglądała prawyborcza debata Radosława Sikorskiego z Bronisławem Komorowskim, gdyby panowie stali. Kto byłby lepszy w ocenie widzów, bardziej dynamiczny? Oczywiście Sikorski. Ale świadomie przyjęto formułę „u dziadka na imieninach”. Krótkie filmiki promowały lidera, deprecjonując osiągnięcia szefa MSZ. Wreszcie sposób usadzenia Sikorskiego, z lewej strony, utrudniający mu prawidłowe pożegnanie się po debacie. Wszystko grało na jednego kandydata. To właśnie ”mury”, o których mówię.

[b]Jak ważne jest to, kto zaczyna, a kto kończy debatę?[/b]

Rozpoczynający narzuca atmosferę. W lepszej sytuacji jest kończący, jest bowiem w stanie wyprowadzić cios, a adwersarz nie ma już szans na ripostę. Widz zostaje z „ostatnim wrażeniem”.

[b]Jaką rolę z punktu widzenia wyniku debaty odgrywają prowadzący? A może powinien być tylko moderator dyskusji?[/b]

We Włoszech, Rumunii, Francji prowadzących jest zwykle dwójka, z miejscami w centrum planu. Są gospodarzami, nie tylko „stoperami”. W Wielkiej Brytanii, Holandii czy Austrii prowadzący jest jeden. Skrajnie naprzeciw siebie siedzą za stołem adwersarze. W debacie Jose Luis Rodriguez Zapatero – Mariano Rajoy świetnie „zagrały” mądre dokumenty na stole.

[b]Tę debatę ma prowadzić trzech dziennikarzy, z trzech różnych telewizji. To dobry pomysł?[/b]

Jak każdy inny.

[b]60 minut to dobry czas na debatę, bo tyle ma być?[/b]

I tak zostanie z niej te kilkanaście sekund, które przejdą do historii. Jak „ja panu mogę co najwyżej podać rękę, a nie nogę” Lecha Wałęsy. Jak wyprowadzenie z równowagi Jarosława Kaczyńskiego w debacie z Donaldem Tuskiem. Jak in vitro z prawyborów Platformy, który to temat w ogóle nie miał prawa zaistnieć.

[b]Niby dlaczego?[/b]

Przecież można było nad tym tematem przejść lekko i zupełnie niezauważalnie. A tak, nic innego z tej debaty nie zostało.

[b]Wracając do mojego pytania. Te 60 minut to jest standardowy czas na debatę?[/b]

Nie. To zdecydowanie za krótko. Zazwyczaj w Europie debaty trwają około dwóch godzin. Choć, powtórzę, i tak walka trwa o kilkanaście decydujących sekund najważniejszego, rezonującego wśród ludzi po debacie przekazu.

[b]To pan by wysiedział te dwie godziny przed telewizorem?[/b]

Oczywiście. W świecie w brasseriach, knajpkach, domach, miliony ludzi uczestniczy w „mszy demokracji”. Debaty są porywającym spektaklem, politycy się starają. Ich zadaniem jest utrzymanie uwagi widzów, a co ważniejsze, zamiana ich w chodzące słupy ogłoszeniowe po debacie, przekonujące innych, na kogo warto oddać głos. W niedzielę kandydaci muszą się postarać i zagrać lepsze widowisko niż niedzielny mecz w mistrzostwach Świata, który rozpocznie się pół godziny po rozpoczęciu ich spotkania.

[b]I co z tego wynika?[/b]

Być może kandydaci już na początek powinni zaserwować mocny przekaz. Jednocześnie mając świadomość, że stacje telewizyjne, które są im niechętne, i tak wyłowią ich najbardziej malownicze potknięcie z drugiej części.

[b]Jeśli sztaby zdecydowały się na debatę zachodzącą w połowie na interesujący mecz, to chyba traktują tę niedzielną debatę jedynie jako przygrywkę do tej środowej?[/b]

Najważniejsza jest debata ostatnia. Po niej, jeśli zostanie lepiej rozegrana przez jedną ze stron, już niewiele można zmienić. Historie, które zawrą w tych kilkunastu sekundach, ich najważniejsze przekazy albo ich niewybaczalne błędy – wszystko to będzie rezonowało w obywatelach idących do lokalu wyborczego. Ostatnia debata to gra o wszystko.

[i] Eryk Mistewicz – konsultant polityczny, autor strategii marketingu narracyjnego[/i]

[b]Czym może w tej debacie zaskoczyć Bronisław Komorowski?[/b]

Obaj mogą zaskoczyć dokładnie tym samym.

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!