Bracia w piłce

Hiszpania była dużo lepsza, nawet Niemcy tak uważają

Publikacja: 09.07.2010 01:37

Sergio Ramos tuż po meczu

Sergio Ramos tuż po meczu

Foto: AFP

„Jeśli futbol, to kolekcja zmysłów, Hiszpania jest absolutną delicją. Jeśli to jest sztuka i poemat – tej drużynie trzeba kibicować”.

Napisał to po meczu z Niemcami Jose Samano, pierwsze pióro sportu w „El Pais”, ale podpisałoby się pod tym wielu. Pod półfinałem do smakowania, bez choćby jednej żółtej kartki. Pod tym, co ten kraj dawał futbolowi od tylu lat, tak niewiele dostając w wielkich turniejach w zamian. Gdy bycie Hiszpanem było wymówką dla pięknych porażek, a piłkarze wracali do kraju w takich nastrojach, jak od lat Anglicy: znów się nie udało, ale przecież zawsze mamy ligę. W czasach, kiedy kadra była dla tej ligi podnóżkiem, a nie koroną. Każdy grał w niej pod swoją flagą, dziennikarze sportowi bawili się w politykę, pytanie: Real czy Barcelona, było ważniejsze od: jak wygrywać.

Real po zwycięstwach kąpał się w Cibeles, Barcelona szła pod Generalitat, reprezentacja swojego miejsca nie miała. To był wśród klubowych katedr mały kościółek, do którego się zaglądało od święta. W niektórych miejscach – po kryjomu. Dziś Florentino Perez kupuje do Realu Hiszpanów, których wykreowała reprezentacja, drużyna wzięła z klubów to, co najlepsze: barcelońskie podania, kontrataki a la Valencia, skuteczność Realu. A w Katalonii można już rzucić pomysł, by kadra zagrała na Camp Nou, i nie zostać uznanym za zdrajcę.

[srodtytul]Hiszpania jest sportem[/srodtytul]

Raz w ostatnich latach drużyna narodowa w Barcelonie była, ale na Montjuic, i separatyści protestowali. Choć Montjuic to nie prawdziwa Katalonia, tylko ziemia lojalnego wobec króla Espanyolu. Stadion igrzysk 1992, bez których pewnie nie można by dziś było powiedzieć: Hiszpania jest sportem. Wtedy się przekonała, że świata nie trzeba się bać, on na Hiszpanów czeka, zaczęła tworzyć system, który teraz produkuje mistrzów, od tenisa po kolarstwo. Reprezentacja najdłużej czekała na nagrodę, ale wreszcie – to znów Samano – chimera stała się rzeczywistością.

Od porażki ze Szwajcarią Hiszpanie grali z niemiecką nieuchronnością zwycięstw. Gdy naprzeciw mieli Niemców, przywołali fantazję. Ale nie straceńczą, jak to miewali w zwyczaju. To było metodyczne zadawanie bólu pięknem. „Süddeutsche Zeitung” opisuje, jak przez ulice niemieckich miast szli po półfinale kibice, i nawet nieznajomi pocieszali się i obejmowali. Wiedzieli, że wygrał lepszy. Pili piwo razem z Hiszpanami.

Z Włochami po półfinale cztery lata temu nie chcieli. „Ciężar prawdy” – pisze o meczu „SZ” „Pierwszy raz po odpadnięciu reprezentacji nie ma gniewu. Tylko smutek i duma. Lepszego komplementu ta drużyna nie mogła dostać”. Ale też lepszego nie ma dla Hiszpanii. Na większości okładek jest smutny Bastian Schweinsteiger klęczący na boisku. „Rozegrani” – pisze „Frankfurter Rundschau”. „I po śnie” – „Bild”. Ale obok są wezwania, by podnieść głowy. W sobotę o trzecie miejsce zmierzą się drużyny, które tego mundialu wcale nie przegrały. A w niedzielę z Soccer City odjedzie z Pucharem Świata albo Hiszpania, albo inna drużyna, u której futbol jest zadłużony.

[srodtytul]Kto będzie królem[/srodtytul]

Hiszpanie też mają swoje długi wobec Holandii. Barcelona, siła reprezentacji („Wykorzystaliśmy rzut rożny tak, jak go ćwiczy Barca” – mówił o bramce Carlesa Puyola Vicente del Bosque), jest od lat równie katalońska jak holenderska: od Rinusa Michelsa przez Ronalda Koemana po Johana Cruyffa, nawet jeśli teraz kłóci się z nowymi władzami klubu. To on przez lata powtarzał, kierując Barceloną z tylnego siedzenia: dobre podanie jest cenniejsze niż gol. Bez Cruyffa nie byłoby La Masii takiej, jaką znamy.

W niedzielę David Villa i Wesley Sneijder rozstrzygną między sobą, kto będzie królem strzelców, albo odbiorą nagrodę razem. Równie trudno będzie zdecydować, kto grał w mistrzostwach najlepiej: Sneijder czy Xavi. Holandia nigdy wcześniej nie zwyciężyła na mundialu w sześciu meczach z rzędu, finały przegrywała dotychczas tylko z gospodarzami. Hiszpania próbuje zaprzeczyć regule, że kto przegrał pierwszy mecz, ten Pucharu Świata nie zdobędzie.

[srodtytul]Bez złych emocji[/srodtytul]

Finał jest dla najlepszych. Tym razem – dla braci w wyrafinowanej piłce. Znających się dobrze, szanujących nawzajem, obywateli świata. Dirk Kuyt grał w Liverpoolu z Xabi Alonso, Fernando Torresem i Pepe Reiną. Giovanni van Bronckhorst zdobył z Barceloną dwa mistrzostwa i Puchar Europy. Mark van Bommel grał tam rzadko, ale jak wspominają katalońscy dziennikarze, wyjechał zakochany w miejscowej kuchni. Wesley Sneijder przeklina Real, ale od madryckiego życia trzeba go było odrywać siłą. Hiszpańscy dziennikarze od miesięcy lamentują, że Primera Division tak lekkomyślnie pozbyła się jego i Arjena Robbena. A każdy z Holendrów zapewne powtórzyłby to, co czujemy podczas meczów Hiszpanii: futbol nie będzie taki sam, gdy Xavi z Iniestą przestaną grać.

O mistrzostwo grają w niedzielę rywale, którzy nie potrafią przeciw sobie rozbudzić złych emocji. Piłkarze, i kibice też, mimo że wspólną historię Hiszpania i Holandia miały niełatwą. Hymn holenderski, który się kończy słowami: „Króla Hiszpanii darzyłem zawsze szacunkiem”, zobowiązuje.

Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń