Po 1990 roku, gdy w pierwszych wolnych wyborach do parlamentu dostało się tylko 22 posłów opozycyjnego wtedy Fideszu, a postkomunistów aż 33, myśleliśmy, że to historia jednorazowa. Niestety, okazało się, że nie, gdyż komuniści nie znikają. Owszem, system jednopartyjny poszedł w zapomnienie, dawna gospodarka legła w gruzach, a Sowieci wyszli z naszego kraju. Ale cała sieć kontaktów wytworzona przez system komunistyczny tylko na pozór zniknęła, w rzeczywistości istnieje nadal. Na Węgrzech nie dokonały się takie zmiany, jakich oczekiwaliśmy po zmianie ustroju. To latami napawało nas goryczą. Było gorzką pianą na zgniłym torcie. Taką rolę odgrywał Gyurcsány, który oszukał naród.
[b]Pochodzą panowie z tego samego miasta Pápa. Znaliście się w dzieciństwie?[/b]
Nawet chodziliśmy do tej samej szkoły podstawowej i liceum, ale on był o klasę niżej. Nie znaliśmy się blisko. Dopiero później, gdy ja już byłem jednym z założycieli Fideszu, a on zajmował wysokie stanowiska w komunistycznej organizacji młodzieżowej, zdałem sobie sprawę, że razem spędzaliśmy dzieciństwo.
[b]Dziś jego i innych socjalistów Fidesz oskarża o zrujnowanie kraju. Uważa pan, że powinien znaleźć się w więzieniu?[/b]
Z powodów moralnych i politycznych tak. Jako prawnik uważam, że w pewnych sprawach – zwłaszcza korupcyjnych – udałoby się znaleźć dowody, które można by przedstawić w sądzie. Najtrudniejsze jest tylko udowodnienie, kiedy, komu i jakie polecenia Gyurcsány osobiście wydawał.
[b]Czy – jako jeden z najbardziej konserwatywnych członków Fideszu – jest pan zadowolony z lustracji na Węgrzech?[/b]