Obie partie, które od 2001 r. startują do Sejmu w koalicji, od pewnego czasu rozmawiają o połączeniu się na stałe. – Jesteśmy na scenie politycznej przeszło 18 lat, ale 5-proc. próg wyborczy nie służy małym partiom. Na samodzielny start w wyborach nie mamy szans – mówi Waldemar Witkowski, przewodniczący Unii Pracy. – Poza tym Polakom lewica kojarzy się tylko z jedną partią – SLD. Przyjmujemy to, bo nie ma się co obrażać na rzeczywistość.
Rozmowy o ewentualnym zjednoczeniu partii wciąż są na wstępnym etapie, bo na razie pracują nad tym prawnicy.
Według informacji "Rz" sprawę omawiano podczas czwartkowego posiedzenia zarządu SLD. Rozważano przeprowadzenie kongresu zjednoczeniowego jesienią. Nie zdobyliśmyoficjalnego komentarza Sojuszu w tej sprawie. – Z tego, co wiem, w grę wchodzi październik – powiedział za to "Rz" szef UP. Władze tej partii debatowały o tym w piątek. Ostatecznej decyzji jeszcze nie podjęły.
Zjednoczenie SLD i UP oznacza, że obie partie znikną ze sceny politycznej, a ich miejsce zajmie nowa formacja. – A z tym związanych jest wiele szczegółów, które trzeba uzgodnić – mówi szef UP i wylicza: – Chodzi o to, byśmy mieli proporcjonalny udział we władzach nowej partii na wszystkich szczeblach, byśmy mieli zagwarantowane miejsca na listach wyborczych, no i musimy uzgodnić zasady partycypowania w kosztach kampanii.
Wciąż nie wiadomo też, jak będzie się nazywała nowa formacja, bo zjednoczenie oznacza odejście od logo obu partii. – Na wchłonięcie Unii Pracy przez SLD i pozostanie przy szyldzie większego partnera nasi działacze się nie zgodzą – zaznacza Witkowski.