Reklama

Rewolucja wyborcza zaczyna się od układania list

O wyniku wyborów parlamentarnych rozstrzygają obywatele. Ale o tym, kogo będą mogli wybierać, decydują szefowie partii

Aktualizacja: 28.05.2011 02:04 Publikacja: 27.05.2011 19:52

Gdy Wojciech Olejniczak w 2007 r. odmówił wpisania na listę Leszka Millera, ten nazwał to ojcobójstw

Gdy Wojciech Olejniczak w 2007 r. odmówił wpisania na listę Leszka Millera, ten nazwał to ojcobójstwem

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Szefowie ugrupowań mają wielki wpływ na układanie list wyborczych. To ich sympatie, antypatie i długopis do skreślania lub dopisywania określają grono kandydatów. Dzięki ich decyzjom wyborcy mogą dostać ofertę zupełnie inną od przedwyborczego wizerunku danego ugrupowania.

– Ale to nie są arbitralne decyzje liderów. Układanie list to wypadkowa wielu okoliczności – zapewnia rzecznik PiS Adam Hofman, który w 2005 r. pomagał przy układaniu list wyborczych swej partii.

– Osoba lidera gwarantuje ciągłość linii, mimo że listy mogą wyglądać inaczej – uspokaja szef Klubu PO Tomasz Tomczykiewicz.

Czas "jedynek"i skreślonych

Jednak w każdej partii czas układania list to okres ekscytacji nie tylko z powodu tego, że któryś kandydat zostanie skreślony, a inny dostanie "jedynkę" na liście. Członkowie partii ekscytują się też wizją, że po wyborach ich ugrupowanie zmieni radykalnie swój charakter.

W PiS zawsze krążyły pogłoski, że Jarosław Kaczyński wycina i marginalizuje tych, którzy są spoza tzw. zakonu PC (choć to środowisko zbyt małe i skłócone, aby móc opanować całą partię). Teraz wielu posłów snuje domysły, że po wyborach PiS będzie bardziej radykalne i "radiomaryjne" – a to za sprawą faworyzowania Antoniego Macierewicza. Rzekomego faworyzowania, bo nie widać na razie działań, które uprawdopodobniłyby tę tezę.

Reklama
Reklama

Podobnie w PO. Tam słychać, że minister infrastruktury Cezary Grabarczyk i jego sojusznicy tak skutecznie układają listy, że po wyborach Platforma nie będzie już partią Donalda Tuska czy Grzegorza Schetyny. Gdyż będzie partią Grabarczyka. – Absolutnie nie. Tusk ma dość czasu na korekty. Poza tym nie jest to grupa aż tak silna – zapewnia ważny polityk PO.

Platforma jednak doświadczyła już kilku "długopisowych" rewolucji. Gdy w 2003 r. z PO odszedł jej przewodniczący Maciej Płażyński, politycy skrzydła konserwatywnego poczuli, że idą dla nich gorsze czasy.

Przed wyborami 2005 r. o składzie list decydowali Tusk i Schetyna. Ale nie Jan Rokita, którego PO prezentowała wówczas jako swojego kandydata na premiera. W rezultacie po wyborach niedoszły szef rządu mógł liczyć na poparcie około 30 posłów w 130-osobowym klubie.

Jednocześnie trwało poprawianie list na innych odcinkach. O nepotyzm została oskarżona wiceprzewodnicząca partii Zyta Gilowska. Efekt był taki, że jedna z najbardziej popularnych twarzy Platformy zniknęła z listy. Podobnie było z grupą zwolenników Pawła Piskorskiego, który rok wcześniej ewakuował się do Parlamentu Europejskiego. Latem 2005 r. pod hasłem walki z "układem warszawskim" miejsca na listach stracili m.in. posłowie Marta Fogler i Jerzy Hertel. Wtedy na listach znalazły się osoby wcześniej niekojarzone z PO – Hanna Gronkiewicz-Waltz i Julia Pitera. – To układanie list poza jakimikolwiek demokratycznymi procedurami – oburzał się wtedy Jan Artymowski, bliski współpracownik Piskorskiego.

Dla grupy Rokity ciężkie chwile przyszły tuż przed wyborami w 2007 r. Jej patron zrezygnował ze startu, gdy okazało się, iż jego żona zostanie doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Na liście miało się znaleźć dobre miejsce np. dla Stanisława Kracika, obecnego wojewody małopolskiego. Nie znalazło się, podobnie jak dla innych ludzi związanych z Rokitą.

Inni platformerscy konserwatyści ocalili swoje miejsca, bo kierownictwo partii uznało, że potrzebuje ich do przyciągnięcia wyborców o podobnych poglądach. Ale swoją pozycję uratowali tylko dzięki temu, że poszukali innych protektorów. To jednak oznaczało rozpad środowiska.

Reklama
Reklama

Jak znikali Miller, Oleksy i Marcinkiewicz

– W PiS na początku listy były układane na podstawie porozumienia – opowiada Marek Jurek. Ten początek to wybory 2001 i 2005. Eksmarszałek był wtedy jednym z liderów Przymierza Prawicy, ugrupowania, które połączyło się z partią Kaczyńskiego. – Porozumienie sprawiło, że PiS miał charakter szerokiej partii republikańskiej. Później to zanikło – dodaje Jurek.

Na listach z 2007 r. zabrakło kilku ważnych polityków, w tym byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza (który sam odszedł z partii). Już po wyborach grupa polityków z dawnego PP odeszła w konflikcie z PiS. To Kazimierz M. Ujazdowski, Jarosław Sellin, Jerzy Polaczek. Rok temu wrócili do PiS. Jednak prawdopodobnie nie dostaną tak dobrych miejsc jak w poprzednich wyborach. – Owszem, pracują teraz bardzo dobrze, ale nie należy nagradzać ich za to, co wtedy zrobili – mówi członek Komitetu Politycznego PiS.

Jak będzie to wyglądało? Jarosław Sellin jest posłem z okręgu gdyńskiego. Są plany, aby pierwsze miejsca przypadły nowym ludziom – np. byłemu ministrowi z Kancelarii Prezydenta Maciejowi Łopińskiemu i byłemu szefowi "Solidarności" Januszowi Śniadkowi. To znaczy, że Sellin może spaść o dwa miejsca.

Jedna z największych "długopisowych" rewolucji odbyła się w SLD w 2005 r. Zabrakło miejsc na listach dla byłych premierów – Leszka Millera i Józefa Oleksego. Miller miał poparcie struktur SLD z rodzinnego województwa, ale władze partii zaproponowały start do Senatu. Odmówił. Do Senatu startowali też bez skutku sekretarz generalny SLD Marek Dyduch i Barbara Blida. Historia z odmową umieszczenia Millera na listach powtórzyła się w 2007 r. Decyzję podjął ówczesny przewodniczący partii Wojciech Olejniczak.

Za granicą wiele partii – głównie w krajach anglosaskich – próbuje za pomocą prawyborów zdemokratyzować proces wyłaniania kandydatów. W Polsce próbowała to zrobić PO w 2001 r. Skończyło się klapą, bo pretendenci zwozili autobusami swoich zwolenników. W kilku okręgach prawybory trzeba było unieważnić.

Wydarzenia
Poznaliśmy nazwiska laureatów konkursu T-Mobile Voice Impact Award!
Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama