Jak ustaliła częstochowska Prokuratura Okręgowa, Jolanta S. wydała zezwolenie na wjazd pociągu relacji Przemyśl-Warszawa na tor, po którym jechał już skład z Warszawy do Krakowa.
- Dyżurna zrobiła to, mimo że system kontroli ruchu wskazywał, iż tor jest zajęty - tłumaczy Tomasz Ozimek, rzecznik prokuratury.
Jolanta S. jest drugą osobą z zarzutami w sprawie katastrofy. W sierpniu postawiono je Andrzejowi N., dyżurnemu ze Starzyn, który wpuścił na niewłaściwy tor pociąg z Warszawy do Krakowa.
Jolanta S. była zatrzymana zaraz po katastrofie. - Wtedy dowody nie były wystarczające. W zeszłym tygodniu otrzymaliśmy opinię biegłych z zakresu transportu kolejowego, z której wynika, że system kontroli ruchu był sprawny, a komunikat o zajętym torze wyświetlał się na monitorze dyżurnej. Podejrzana go jednak zlekceważyła - tłumaczy prok. Ozimek.
Jolanta S. nie przyznaje się do winy. Odmówiła też składania wyjaśnień w tej sprawie. Kobieta wciąż pracuje na kolei. Ale nie jest już dyżurną. Prokuratura zabroniła jej zajmować się działaniami związanymi z bezpieczeństwem ruchu.