Jarosław Gowin zarzuca klasie politycznej, w tym Platformie Obywatelskiej, brak odwagi do prawnego uregulowania in vitro. – Mój projekt ustawy bioetycznej, który likwiduje lukę dotyczącą handlu zarodkami, jest gotowy od pięciu lat – stwierdził w poniedziałek minister sprawiedliwości, który zarazem jest nieformalnym liderem frakcji konserwatystów w PO.
Spór o in vitro...
– Mój też – odpowiada Małgorzata Kidawa-Błońska, która przygotowała liberalny projekt tej ustawy. – Szkoda, że nie uchwaliliśmy przynajmniej takich przepisów, co do których wszyscy się zgadzamy, np. zakazu handlu ludzkimi zarodkami, poddawania ich eksperymentom medycznym czy klonowaniu.
Rzecz w tym, że PO nie była w stanie dogadać się w sprawie mrożenia ludzkich zarodków powstających w wyniku in vitro i premier zdecydował, że zamiast ustawy bioetycznej będzie program Ministerstwa Zdrowia o dofinansowaniu zabiegów sztucznego zapłodnienia. To odsunęło konflikt, który jednak nie zniknął, o czym świadczą słowa Gowina.
– Zdziwiła mnie ta wypowiedź – mówi Rafał Grupiński, szef Klubu PO. – Minister sprawiedliwości opowiada o handlu zarodkami do Niemiec i przeprowadzanych tam na nich eksperymentach, choć nie ma na to dowodów. A wszystko to dzieje się w momencie, gdy premier Donald Tusk jest akurat z wizytą u naszych zachodnich sąsiadów. To był nieprzyjemny zgrzyt.
A rzecznik rządu Paweł Graś oświadczył, że jeżeli Gowin wie o procederze handlu ludzkimi zarodkami, to powinien złożyć doniesienie do prokuratury.