Ale zasnąć nie potrafiłem.
Pod powiekami ciągle widziałem migawki z minionych 52 dni. Twarze 31 przyjaciół. Jak w każdej grupie przeżyliśmy chwile trudne, były nawet konflikty, ale teraz zatarły się kwasy i zostały tylko dobre wspomnienia. Nawet ekstremalne trudy wysokogórskiej przeprawy, nuda stepu, dziurawe drogi albo ich brak, chłód i ziąb tybetańskich nocy wydają się miłym wspomnieniem. A tysiące kilometrów zmalały do, ot takiej małej wycieczki.
Co zapamiętam? Po pierwsze, fantastyczną postawę naszych beniaminków. Dzieci mieliśmy pięcioro, od 6 do 14 lat. Uczyniły naszą podróż bardziej rodzinną i pokazały nam „starcom”, że warto być czasem beztroskim. Po drugie, nasze kobiety. Było ich sześć. Podniosły i estetykę wyprawy i złagodziły nasz język i obyczaje. Tuszowały konflikty i bardzo podniosły poziom naszych kulinarnych starań. Po trzecie, nie wartość pieniężna naszych aut była najistotniejsza. Samochód może być stary, byle zadbany. Nie trzeba mieć wcale sześciu litrów pod maską, żeby zdobyć Dach Świata. Wreszcie po czwarte, grupa w podróży radzi sobie, gdy umie się śmiać i gdy może na siebie wzajemnie liczyć. Pomóc można sobie i innym oraz pomocy oczekiwać. W samochodowym warsztacie, przy budowie obozowiska, przy wymianie bedekerowych informacji, przy kuchni i przy stole, przy pokonywaniu barier językowych, a w Chinach obyczajowych. Ważna jest też zapobiegliwość i doświadczenie w pokonywaniu trudności zdrowotnych. Naszym cierpliwym Aniołem Stróżem była Magda.
Z satysfakcją też, codziennie większą, patrzę na nasze pojazdy i kierowców. Poradziliśmy sobie nie byle gdzie i z nie byle kim. Przecież mijani kierowcy nie zawsze byli nam przyjaciółmi, a czasami sprawiali wrażenie piratów drogowych. W Chinach jeżdżą samochodami według indywidualnie wyznaczonych zasad. Świateł mijania nie używają. Klakson jest najważniejszym elementem wyposażenia niż hamulec. Rację ma zawsze pojazd większy, czyli ciężarowy. A wszystkie osiołki, wielbłądy, konie i jaki są dodatkową „drogową” atrakcją. Policja w tę wolną amerykankę nie ingeruje, ma inne, bardziej „polityczne” zajęcia. W Kirgizji było jeszcze weselej.
Tam nie wyprzedza się na trzeciego, tam robią to na czwartego i na piątego. Używają aut równie beztrosko jak wierzchowców. Czasem z konia spadną, ale nawet wtedy pękają ze śmiechu. Policja też. W Kazachstanie drogi i ich użytkownicy to jeden wielki plac budowy. Nieznośne to. Podobnie jak nieznośna policja skubiąca kierowców z zawartości ich portfeli lub bagażników. Trzeba sporo cierpliwości.
W Rosji najnowsze modele aut przemieszane z muzealnymi egzemplarzami z czasów ZSRR. Cud, że te staruszki się poruszają! Policja bez poczucia humoru, z ograniczoną do minimum wyrozumiałością. Straciliśmy nawet jedno prawo jazdy, za nieprawidłową zmianę pasa jazdy. Ukraina pod tym względem jest już w centrum, a nie na obrzeżach Europy. Policja grzeczna, salutująca, jeżeli nawet czasem drobiazgowa, to mimo wszystko cierpliwa. W całej podróży zatrzymywano nas miedzy Lhasą a Krakowem pewnie z setkę razy. Nie zapłaciliśmy mandatu ani raz! Nie wszyscy nasi towarzysze mogą to o sobie powiedzieć...