Jest kompletnie odwrotnie. Chińczycy interesują się z mundialem z każdym dniem bardziej, a swoje sympatie wobec poszczególnych drużyn wyrażają w serwisach społecznościowych. Swojej drużynie na mistrzostwach kibicować nie mogą, bo Chiny tym razem nie awansowały.
Podrabiane L4
Najpopularniejsza drużyna w Chinach to Niemcy. W mikroblogowym serwisie Weibo, chińskim odpowiedniku Twittera, fanpage kibiców niemieckich piłkarzy ma ponad 25 mln odsłon. Chiny są na drugim miejscu z niewiele mniejszym wynikiem, na kolejnych miejscach z odsłonami o połowę mniejszymi znajduje się Hiszpania, Brazylia, Argentyna i Włochy. Na Weibo użytkownicy dyskutują z pasją o piłkarzach, potencjalnych mistrzach, super strzelcach, a nawet załatwiają sobie fałszywe zwolnienia z pracy. Podrabiane L4, które pozwoli obejrzeć mecz, na którym danemu użytkownikowi bardzo zależy, zwalnia następnego dnia z pracy. Za jedyne 48 dolarów. W końcu różnica czasu między Chinami a Brazylią to 11 godzin.
Złote rady z blogów
Prawdziwy fan może także przejechać się jedną z pekińskich linii metra, której stacje zyskały tymczasowe nazwy na cześć każdej z drużyn grającej na mundialu. Linia numer 4 wraz z przedłużającą jej bieg linią Daxing liczy 35 stacji. 32 z nich stały się na czas mundialu stacjami narodowymi, po jednej dla każdej drużyny walczącej o mistrzostwo świata. Trzy ostatnie nazwano „fairplay", „sportowe zachowanie" i „Mr Football". W sieci także trwa piłkarski szał, użytkownicy kupują na potęgę szaliki. Na chińskich blogach można znaleźć rady, jak zachowywać się jak prawdziwy fan footballu. Między innymi taką: „dobrze jest znać kilka innych gwiazd piłki poza Messim, Cristiano Ronaldo czy Rooneyem. Warto także sprawić sobie koszulkę drużyny i co jakiś czas ją nosić". To wszystko pomimo tego, że piłka nożna nie jest najpopularniejszym sportem w Chinach, a przez krajową ligę przetoczyła się niedawno fala skandali korupcyjnych. Do tego chińska kadra znajduje się obecnie na 103. miejscu w rankingu FIFA, a na mundialu Chińczycy zagrali do tej pory jedynie raz – w 2002 roku.
Alibaba też kibicuje
Chiński gigant e-handlu, Alibaba, kupił kilka dni połowę udziałów w chińskim klubie piłkarskim Guangzhou Evergrande. Wartość transakcji wyniosła prawie 200 mln dolarów. Szef firmy, która przygotowuje się do debiutu na nowojorskiej giełdzie i ma swoim IPO pobić rekord wszech czasów, to Jack Ma. Mówi, że nie ma kompletnie pojęcia o footballu, dlatego zdecydował się na ten zakup. Według niego piłka nożna to czysta radość, dlatego warto ją finansować. Guangzhou Evergrande może niedługo przecierać szlaki dla chińskich zawodników w zagranicznych ligach, obecnie trenerem drużyny jest Włoch Marcello Lippi, który z narodową drużyną zdobył mistrzostwo świata w 2006 roku. To podczas tego finału Zidane uderzał głową nie tylko piłkę. Alibaba zainwestowała także w inny klub piłkarski, Hangzhou Greentown.
Podczas gdy Chińczycy przygotowują się na cały miesiąc kibicowania, Alibaba inwestuje dalej. W ciągu ostatnich 6 miesięcy przeznaczono na przejęcia 4,8 mld dolarów. Ogromna kwota, która w przypadku chińskiego giganta nie dziwi, ponieważ wspominane IPO może przynieść o wiele więcej. Użytkowników zresztą trzeba bardzo zachęcić do kupna akcji. Ostatnim zakupem jest przejęcie 66 proc. udziałów w UCWeb, jednego z liderów chińskiego rynku wyszukiwarek. Pozostała 1/3 akcji należała do Alibaby wcześniej.