Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", w stołecznym ratuszu zmieniły się plany dotyczące losów pomnika Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni (nazywanego potocznie pomnikiem czterech śpiących, trzech walczących). Najbardziej znany spośród ponad trzystu komunistycznych reliktów, które przetrwały upadek PRL, nie wróci po zakończeniu budowy metra na warszawską Pragę.
Jednak sprawa na tyle dzieli samą Platformę, z której wywodzi się zarówno prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, jak i większość w Radzie Miasta, że trudno się spodziewać jasnego stanowiska w tej sprawie.
Formalnie wciąż obowiązuje uchwała Rady Warszawy z 2011 r. Wtedy to przeznaczono 2 mln zł na odnowienie postawionego przez Sowietów monumentu. Miał on wrócić na pl. Wileński i stanąć kilkaset metrów od miejsca, w którym stał od 1945 r.
Szef klubu radnych PO Jarosław Szostakowski przyznaje, że sam nie chce powrotu „czterech śpiących", ale klub nad zmianą uchwały nie pracuje. – Teraz nie ma pomnika, nie ma problemu. Wykonanie uchwały jest powierzone pani prezydent – mówi, sugerując, że Gronkiewicz-Waltz może powrót kontrowersyjnego obiektu odwlekać w nieskończoność.
Tyle że ratuszowi może być ciężko to wytłumaczyć. W metrze trwają już odbiory techniczne. Co zatem stoi na przeszkodzie, by uchwałę wykonać?