Klinika Gyncentrum w Katowicach ogłosiła właśnie, że wprowadziła oznaczanie kodami kreskowymi komórek jajowych, plemników i zarodków. To oznacza, że zanim dojdzie do połączenia komórek lub do wprowadzenia zarodka do ciała kobiety, kod będzie skanowany. Jeśli coś nie będzie się zgadzało, włączy się sygnał alarmowy.

– System chroni zarówno pacjentkę, jak i personel medyczny. Ta pierwsza ma pewność, że urodzi własne dziecko, a lekarz i embriolog mają w ręku narzędzie, które zapobiega pomyłkom – podkreśla dr Wojciech Sierka, embriolog z katowickiej kliniki.

– My też obecnie wdrażamy ten system oznakowania – mówi dr Grzegorz Mrugacz z białostockiej Kliniki Bocian. Dodaje, że z tego, co wie, na takie poprawianie procedur decyduje się coraz więcej klinik w całej Polsce. – To oczywiście nie eliminuje ryzyka pomyłki, bo może przecież dojść do niej przy oznaczaniu materiału, ale znacznie je ogranicza – wyjaśnia Mrugacz.

W klinice Invicta w Gdańsku przeprowadza się rocznie ok. 2 tys. zabiegów. – Po sprawie z Polic jeszcze raz sprawdziliśmy nasze procedury pod kątem zabezpieczeń – mówi Katarzyna Goch, rzeczniczka placówki.

Procedury uznano za szczelne, ale w tej klinice kody kreskowe wprowadzono już jakiś czas temu. – Poza tym podczas znakowania zawsze jest świadek, który sprawdza, czy wszystko wykonano zgodnie z naszymi standardami – opowiada Goch.

W lutym o skandalicznej pomyłce w Policach usłyszał cały kraj. W 2014 r. jednej z pacjentek wszczepiono tam zarodek powstały z połączenia nasienia jej męża i komórki jajowej innej kobiety. Szczecińska prokuratura prowadzi w tej sprawie śledztwo. – Wciąż gromadzimy dokumentację medyczną, wystąpiliśmy do sądu o zgodę na zwolnienie lekarzy i personelu medycznego z tajemnicy zawodowej, po jej otrzymaniu będziemy ich przesłuchiwać. Nastąpi to w kwietniu – mówi Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik szczecińskiej Prokuratury Okręgowej. – Dopiero po zakończeniu przesłuchań poprosimy o opinię biegłych, by ocenili sprawę. Od ich opinii będzie zależał dalszy bieg postępowań.

Rządowy program refundacji zabiegów in vitro, w którym – jak się okazuje – mogły wziąć udział kliniki mające wadliwe procedury, wystartował w 2013 r. (potrwa do 2016 r.). Teraz Ministerstwa Zdrowia prowadzi w całym kraju kontrole bezpieczeństwa w placówkach dokonujących zapłodnienia pozaustrojowego. „Dotychczas nie stwierdzono rażących uchybień" – napisał do redakcji rzecznik resortu Krzysztof Bąk.