Reklama

Magiczna winda wiezie Ziobrę w górę

Ostatniego dnia rejestracji list wyborczych prezes PiS Jarosław Kaczyński niespodziewanie pojawił się w Kielcach.

Aktualizacja: 16.09.2015 20:07 Publikacja: 15.09.2015 19:55

Magiczna winda wiezie Ziobrę w górę

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Choć konferencję prasową transmitowały ogólnopolskie stacje informacyjne, to przekaz był czysto lokalny i wewnętrzny. Kaczyński przedstawił i gorąco zarekomendował lokalną jedynkę Annę Krupkę i zapewnił miejscowych działaczy, że choć pracownica partyjnej centrali trafiła do ich regionu, to władze miejscowych struktur nie są zagrożone. Tego typu wystąpienie nie dziwi nikogo, kto obserwuje prezesa PiS w kampaniach. Objazd kraju ze wskazaniem faworytów lidera zdominował niemal cały przekaz kampanii przed zeszłorocznymi eurowyborami. Zaskoczeniem może być jednak zdanie, które Kaczyński rzucił w Kielcach na koniec: – Mamy tutaj drużynę. Jestem przekonany, że dojdzie do tej drużyny Zbigniew Ziobro. Będę go do tego bardzo mocno przekonywał – wskazał prezes. W czasie tego typu wizyt przypadków nie ma. Dlaczego więc lider PiS wspomina o startującym z ostatniego miejsca w Kielcach Ziobrze, który wciąż w partyjnym aparacie traktowany jest jak zdrajca?

W przewidującej kilka ruchów do przodu strategii prezesa Ziobro odgrywa bowiem bardzo ważną rolę. Jeszcze do niedawna traktowany był jako zło konieczne. Rok temu, gdy doszło do konsolidacji obozu, Kaczyński rozmawiał z nim za pośrednictwem Jarosława Gowina lub swoich współpracowników. Upór i współpraca liderów dwóch mniejszych ugrupowań sprawiły, że udało im się wynegocjować po dziesięć miejsc „biorących" do Sejmu, co sprawia, że mogliby stworzyć osobny klub (potrzeba do tego 15 osób).

Jednak Ziobro wciąż był traktowany jako syn marnotrawny. Gowin w PiS jest ciałem obcym, ale to on zadał cios Platformie. Ziobro jest u siebie, ale ma łatkę tego, który PO pomagał, rozbijając jedność prawicy. Dość przypomnieć, że jeszcze w lipcu na kongresie programowym prawicy, na którym błyszczał Gowin, nie dostał miejsca w żadnym z głównych paneli.

Ale w ostatnim czasie Ziobro wsiadł do magicznej windy, która jedzie tylko w górę. – Ma bardzo szybką ścieżkę dostępu do prezesa – mówi jeden z naszych informatorów. Ludzie Gowina twierdzą, że zaczął rosnąć po tym, jak doniósł Kaczyńskiemu, że ten namawia go do utworzenia w nowym Sejmie osobnego klubu. Ziobryści przekonują, że niczego takiego nie było. – Przecież Gowin chce być ministrem i będzie robił to, co chce prezes – przekonuje osoba z otoczenia Ziobry.

Faktem jest jednak, że Ziobro ma dobre perspektywy. Przy mizerii lokalnych posłów z Kielc i spadochroniarce z centrali ma szanse z końca listy przeskoczyć jedynkę PO Grzegorza Schetynę. Gowin nie ma tak łatwo. Lista PiS w Krakowie, gdzie jest ostatni, ma silną liderkę – Małgorzatę Wassermann.

Reklama
Reklama

Wbrew pozorom Ziobro nie został też zbytnio pokrzywdzony przy listach. Tak jak Gowin ocalił świetne miejsca dla ludzi, na których mu najbardziej zależy. Wbrew obawom małej prawicy Kaczyński nie zaingerował bowiem w listy do Sejmu, ale ciął wśród kandydatów do Senatu. W sytuacji dobrych stosunków z Ziobrą nie musi się bowiem obawiać, że w Sejmie stworzy on, tak jak podczas rozmów zjednoczeniowych, wspólny blok z Gowinem, w którym razem będą go szachować. Ziobro i Gowin nie zamierzają się publicznie konfliktować, tworzą wspólny klub w Sejmie, ale swoją przyszłość widzą nieco inaczej.

Gowin stawia na podmiotowość swojego ugrupowania. Utrzymuje struktury i sojusz z PiS traktuje jako taktyczny, nawet jeśli myśli o wieloletniej perspektywie. Partia Ziobry istnieje już tylko teoretycznie i przechodzi proces ponownej asymilacji w PiS. Ziobro i jego ludzie mogą znaleźć tam swoje miejsce, tym bardziej że czas między ich odejściem i powrotem nie przekroczył nawet jednej kadencji sejmowej. Większość miejsc na nich czekała.

Po co liderowi PiS mieliby być ziobryści? Dla utrzymania wewnętrznej równowagi w obozie. Po porażce z ostatnim odejściem wciąż stąpają po cienkim lodzie. Ale są nie tylko przeciwwagą dla Gowina. Jest dla nich miejsce również w innej układance.

Zarówno prezydent Andrzej Duda, jak i kandydatka na premiera Beata Szydło to ludzie niegdyś z Ziobrą związani. On mógł być na ich miejscu i psychologicznie trudno byłoby mu teraz wejść z nimi w sojusze. Jednocześnie trzeba zrównoważyć sytuację w partii. Po awansie Szydło prezes umacniał jej kosztem pozycję szefa struktur Joachima Brudzińskiego. Ale ktoś musi być przeciwwagą, gdy dostatecznie silny będzie Brudziński.

Jarosław Kaczyński konsekwentnie trzyma się reguł, które pozwoliły mu wykreować trzech prezydentów i współtworzyć zaplecze kilku premierów. Nie wygląda to na działania kogoś, kto wybiera się na polityczną emeryturę.

Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Wydarzenia
Zrobiłem to dla żołnierzy
Reklama
Reklama