Komisja Wenecka w stosunku do Węgier wydała już dziesięciokrotnie różne opinie. Mam wrażenie, że zmiany w węgierskiej konstytucji, które wprowadziliśmy w 2012 roku, zostały zbadane przez niemal wszystkie kraje europejskie. I muszę przyznać, że z wieloma opiniami absolutnie nie mogliśmy się zgodzić. Pozostało nam wówczas uparcie bronić swojego stanowiska.
Jednak pod wpływem negatywnej opinii Komisji Weneckiej i fali krytyki oraz nacisków ze strony Brukseli premier Viktor Orbán wycofał się z części zmian, ale tylko po to, aby po pewnym czasie do nich powrócić.
Po prostu po rozmowie z ekspertami dokonywaliśmy pewnych korekt. Ponadto nad różnymi rozwiązaniami wiele dyskutowaliśmy u nas w kraju. Wychodzimy bowiem z założenia, że kwestie dotyczące wewnętrznego ustroju, sądownictwa, polityki wobec imigrantów czy mediów powinniśmy rozwiązywać sami. Nie są do tego potrzebne żadne instytucje zewnętrzne, a doświadczenie pokazuje, że zawsze znajdą się politycy, i to może mieć miejsce także w Polsce, którzy będą przenosić konflikty krajowe na arenę międzynarodową. Węgierskie doświadczenie pokazuje wyraźnie, że niczemu dobremu to nie służy.
Fakt, że węgierski rząd mimo krytyki Brukseli w ogólnym rozrachunku i tak postawił na swoim, spowodował, że Komisja Europejska wypracowała procedurę sprawdzającą stan praworządności w krajach członkowskich. Polska stała się jej pierwszą ofiarą. Czy taka procedura pana zdaniem powinna istnieć w UE?
Jestem zdania, że Unia powinna mieć takie uprawnienia, jakie mieszczą się w jej kompetencjach. Przypadek Węgier pokazał, że Bruksela chciała kontrolować te obszary, które nie leżą w jej gestii. Podobna może być sytuacja w Polsce. Żeby była jasność: jako były sędzia węgierskiego Trybunału Konstytucyjnego zawsze będę popierał i patrzył z szacunkiem na działalność takich sądów. Ale przecież w Europie jest wiele krajów, choćby Holandia, Dania czy Grecja, gdzie sądy konstytucyjne nie istnieją w ogóle. Czy z tego powodu powinna być wszczynana procedura przeciwko tym krajom i czy powinno się grozić im sankcjami? Co by się stało, gdyby kraj europejski zdecydował się przejść na model amerykański, w którym Sąd Najwyższy wykonuje zadania Trybunału Konstytucyjnego?
Czyli taka procedura nie powinna istnieć?