Niemal 27 lat panowania Łukaszenki to panowanie nostalgii postradzieckiej. Dla niego i ludzi z jego otoczenia zgoda na upadek ZSRR była błędem, traktują Związek Radziecki jako dziedzictwo utracone, które chcieliby zachować. Właśnie z tym się nie zgadzam, nie zgadza się na to coraz więcej młodych i utalentowanych Białorusinów, którzy patrzą w przyszłość. Widzą miejsce Białorusi wśród państw europejskich, wśród krajów Unii Europejskiej. Myślę, że protestujemy nie tylko z powodu sfałszowanych wyborów, represji i przemocy, ale też walczymy o europejską demokratyczną przyszłość naszego państwa.
Sformułowana przez „Kulturę" koncepcja zakłada, że dla suwerenności Polski niezmiernie ważna jest suwerenna Ukraina, Białoruś i Litwa. Białoruś, niemal 30 lat po ogłoszeniu niepodległości, wciąż o suwerenność walczy.
Jestem zwolennikiem koncepcji Giedroycia, który umiał patrzeć w przyszłość, a nie żył wyłącznie przeszłością i mitem Kresów Wschodnich. Tu nie chodzi o altruizm, lecz o pragmatykę. Polsce bardziej się opłaca mieć z sąsiadami relacje suwerenne, równoprawne i przewidywalne w odróżnieniu od irracjonalnych, takich jak z Rosją. Myślę, że Polakom trudno było przez jakiś czas nie myśleć o Wilnie, Lwowie czy zachodniej Białorusi w kategoriach swoich terenów, tylko stanowiących część państw sąsiednich. M.in. dlatego bardzo szanuje Jerzego Giedroycia i jego intelektualne i duchowe dziedzictwo. Można dyskutować, na ile dzisiaj Białoruś jest suwerenna i niepodległa. W dużym stopniu to nominalna suwerenność, bo jest duża gospodarcza i polityczna zależność od Rosji. Myślę, że wielu zachodnich przywódców wspiera demokratyczne dążenia Białorusinów, ale na poziomie gabinetów i nieoficjalnych rozmów traktują nasze państwo jako strefę interesów Władimira Putina. Dlatego nie chcą tu zbyt mocno się angażować, by, nie daj Boże, nie rozgniewać nieprzewidywalnego i agresywnego sąsiada. Mam pewien niesmak z tego powodu. Mamy też przykład Ukrainy, która w 2004 i 2014 roku walczyła z postradzieckimi i rosyjskimi imperialnymi pozostałościami o przyszłość europejską. Ale nikt nie śpieszy się z otwartymi ramionami przywitać Ukrainy w Unii Europejskiej. Wiem, że na Białoruś jutro też nikt nie będzie tam czekał z otwartymi ramionami.
Co więc pozostaje Białorusinom?
Zdajemy sobie sprawę z tego, że zmiany zależą od nas. Nikt zamiast Białorusinów nie zbuduje naszej przyszłości. I dlatego nasza walka jest tak zacięta. Oczywiście, solidarność międzynarodowa i mieszkających za granicą rodaków, a także państw i instytucji, jest dla nas niezmiernie ważna. Słyszymy te głosy wsparcia. Dodają nam sił.
Jerzy Giedroyc urodził się w Mińsku, ale na mapę białoruskiej stolicy niełatwo się przebić, dominuje tłum komunistycznych i carskich działaczy. Tymczasem jest od niedawna niewielka uliczka na obrzeżach miasta, choć graniczy z aleją Feliksa Dzierżyńskiego. Jak to się udało redaktorowi paryskiej „Kultury"?