Prawo i Sprawiedliwość znalazło się w sytuacji osobliwej. Z jednej strony, po dwu latach burzliwych rządów, słupki kolejnych sondaży pokazują jego rekordowo wysokie i rosnące poparcie. Możemy się więc domyślać, że rządząca Polską partia nie tylko zbiera sondażową rentę za politykę socjalną i zręczne – choć kontrowersyjne – zarządzanie naszymi emocjami, ale także za to, że znalazła drogę do części przynajmniej wyborców, którymi wcześniej nikt poważnie się nie zajmował. Paradoksalnie jednak, z drugiej strony, właśnie w momencie tej sondażowej hossy w obozie dobrej zmiany widać coraz wyraźniej polityczne buksowanie i wewnętrzne rysy, stawiające pod znakiem zapytania jego dalszą politykę radykalnych zmian. Weta prezydenta w sprawie RIO i sądownictwa, napięcia między MON a Kancelarią Prezydenta, otwarta krytyka współpracowników prezydenta w mediach sprzyjających rządowi, różnica zdań między PiS i wicepremierem Gowinem, czy jednostkowa, ale jakoś znacząca historia posła Rzepeckiego, wszystko to – co ważne, u progu kampanii samorządowej – tworzy sytuację, w której coraz trudniej wyobrazić sobie dalszy twardy polityczny marsz PiS, w rytmie i tempie, do jakich siebie i swoich wyborców przyzwyczaił.
Taka sytuacja to zawsze spore polityczne niebezpieczeństwo i ryzyko. Ciśnienie rozbudzonych politycznych planów i ambicji oraz brak możliwości ich realizacji rozsadziły bowiem niejeden obóz polityczny, i to nawet tak skutecznie zarządzany, jak dziś PiS. Dlatego też jedną z opcji na politycznym stole, a na pewno jednym z ważnych politycznych pytań, wydaje się dziś kwestia możliwości przyspieszonych wyborów.
Konstytucja, zwarcie szeregów
Sięganie po kartę przyspieszonych wyborów jest oczywiście zawsze ogromnym politycznym ryzykiem, o czym PiS przekonał się dokładnie dziesięć lat temu. Niemniej lista powodów, by zagrać nią właśnie teraz, wydaje się wyjątkowo długa.
Fundamentalnie ważna dla PiS jest oczywiście możliwość zmiany konstytucji. I nawet jeśli przy dzisiejszych sondażach trudno wyobrazić sobie, że obóz dobrej zmiany zdobyłby w wyborach 45–50 proc. głosów, co otwiera drogę do samodzielnej konstytucyjnej sejmowej większości (2/3) mandatów, to wynik na poziomie wyraźnie przekraczającym 40 proc. stwarzałby możliwość szukania w tej sprawie koalicji. Co więcej, samo tylko pójście dziś do wyborów pod hasłem: „Potrzebujemy Twojego głosu dla nowej, rozwiązującej polskie konflikty, konstytucji", jakąś część, zwłaszcza stojących z boku wyborców, mógłby do głosowania na PiS przekonać.
Powód drugi, i równie dla PiS ważny, to wewnętrzna konsolidacja. Nie od dziś bowiem wiadomo, że choć wybory zawsze oznaczają wewnątrzpartyjne tarcia i rywalizację, to sprawnemu liderowi dają niepowtarzalną możliwość osłabienia partyjnych frakcji, przytemperowania niebezpiecznych ambicji, odsunięcia wątpiących i wzmocnienia lojalnych. W obecnej zaś sytuacji przeprowadzone z zaskoczenia przyśpieszone wybory parlamentarne mogłyby znacznie osłabić szanse na budowanie jakiegoś środowiska wokół prezydenta czy, szerzej, jakiejś innej prawicowej, konkurencyjnej wobec PiS, siły politycznej. Szanse, które za rok czy dwa mogą być relatywnie większe.