W obecnej kampanii wyborczej PiS i Koalicja Obywatelska prezentują całkowicie odmienne strategie. Ta druga stara się maksymalnie upolitycznić samorządowe starcie – na każdym kroku jej liderzy podkreślają, że to kluczowa dla zachowania demokracji elekcja; że to szansa na rozliczenie partii Jarosława Kaczyńskiego za złe rządy oraz na zatrzymanie marszu tej formacji w dół, do lokalnych społeczności; że nawet ci, którzy nigdy nie chodzili na wybory samorządowe, tym razem jednak powinni się pofatygować do lokali wyborczych i uratować Polskę przed przejęciem władzy przez PiS także na szczeblach niższych niż centralny. Dlatego Rafał Trzaskowski wciąż powtarza, że Patryk Jaki to nominat PiS, spoty KO zawierają wątki czysto polityczne, a liderzy Koalicji starają się sprowokować polityków partii Kaczyńskiego do zaostrzania kursu i ogólnopolskiej konfrontacji.
Premier gospodarz
Zupełnie odmienna jest strategia obozu władzy. Jego przesłanie bliźniaczo przypomina propagandę... Platformy Obywatelskiej z 2011 roku, ujętej w populistyczne hasło: „Nie róbmy polityki: budujmy mosty, drogi, stadiony". Mateusz Morawiecki stara się ze wszystkich sił, by elektorat traktował go jak zapobiegliwego gospodarza, który z podwiniętymi rękami i bez marynarki, dba o ich najbliższą drogę, halę sportową, płot. Jeszcze zabawniejszy w tym antypolitycznym przekazie jest prezes PiS, który w Poznaniu wzywał do tego, by samorządy nie mieszały się do spraw ideologicznych i by zajęły się po prostu służeniem ludziom. On, główny ideolog kraju, osoba, która potrafi spolityzować każde wydarzenie, ma jawić się w obecnej kampanii jako sprawny menedżer dowodzący zakładem oczyszczania miasta lub spółdzielni mieszkaniowej. To zupełnie inna, całkowicie odwrotna, strategia, niż prezentowana przez opozycję.
Kto trafi w nastroje?
Warto zatem zadać sobie pytania, która z nich okaże się skuteczniejsza i która bardziej odpowiada nastrojom społecznym? Odpowiedź na pierwsze pytanie zostanie udzielona dopiero w dniu wyborów, ale drugie pytanie już dziś może znaleźć swoją odpowiedź. Wydaje się, że przy gwałtownym wzroście konfliktu społecznego, usypianie swoich wyborców może się okazać poważnym błędem.
Czytaj także: Nie kryjmy się w sławojkach
Prognozuję, że w nadchodzących wyborach frekwencja przekroczy próg 50 proc., co w wolnej Polsce nie zdarzyło się w elekcji samorządowej. 21 października nasi rodacy będą mogli zagłosować po raz pierwszy od trzech lat i trudno oczekiwać, że nie będą chcieli z tego skorzystać. Albo do wyrażenia swego poparcia dla rządów PiS, albo do wykrzyczenia sprzeciwu wobec nich. Wydaje mi się wielce prawdopodobne, że w elektoracie narasta wola aktywnego ukarania/nagrodzenia partii Kaczyńskiego za to, co zrobiła od 2015 roku. I dlatego właśnie strategia KO, polegająca na mobilizacji wyborczej, polityzowaniu tego starcia, przemienianiu go w rodzaj referendum na temat rządów PiS, wydaje mi się trafniej odczytywać nastroje społeczne.